wtorek, 22 stycznia 2013

1 rozdział: Tajemniczy staruszek 3

1 rozdział: Tajemniczy staruszek part.3


Delikatne promienie słońca drażniły mnie po oczach, więc próbowałam schować twarz w poduszkę. Czułam delikatne łaskotanie po twarzy, więc znów próbowałam się gdzieś chować , ale za każdym razem gdy się odwróciłam łaskotanie powracało. Niechętnie i leniwie otworzyłam swoje powieki i pierwsze co zobaczyłam, to niecodzienny uśmiech. Podniosłam lekko głowę, po czym z powrotem opuściłam ją na poduszki i zamknęłam oczy. Nie sądziłam że jak się obudzę to on tu jeszcze będzie a do tego że będzie sam mnie budził. Westchnęłam po chwili i znów otworzyłam oczy. Patrzył na mnie przeczesując moje włosy. Dziwnie się czułam budząc z kimś obok siebie.
-Dzień dobry księżniczko- powiedział po czym musnął mój policzek swoimi ustami po czym odkrył siebie i opatulając mnie bardziej kołdra wstał i się rozciągnął. Spojrzał na wyświetlacz swojej komórki po czym zniknął w łazience. Ja zaś przeciągnęłam się leniwie i podniosłam do pozycji siedzącej po czym spojrzałam na okno. Było dość słonecznie, ale chmury co chwilę zasłaniały słońce i wiał silny wiatr. Dosięgnęłam swoją torebkę , która leżała na ziemi i szybko znalazłam w niej swój telefon. Trzy połączenia nieodebrane od Lizy i dwa od Jona. Szybko napisałam dziewczynie że nie mam czasu na rozmowę, a połączenia od mężczyzny całkowicie olałam. Pewnie chciał żebym przyszła do niego bo nie miał z kim się zabawić , albo potrzebował kasy. Po chwili znów ujrzałam wysokiego mężczyznę w drzwiach od łazienki, tym razem zapinającego białą koszulę.
-Łazienka wolna. Ja muszę wyjść na jakieś spotkanie wybacz, a i koperta leży pod budzikiem pa- pocałował mnie w policzek i zniknął tak szybko jak się pojawił. To było dziwne nie powiem. Spojrzałam na kopertę po czym wstałam i zaczęłam zmierzać ku łazience. Wzięłam długą i przyjemną kąpiel. Jednak taka duża wanna a prysznic to jest różnica. W końcu mogłam się odprężyć. Po kąpieli wytarłam się i w samym ręczniku wróciłam do pokoju by ubrać się we wczorajsze ubrania. Podchodząc do łóżka zauważyłam jakiś worek na fotelu i karteczkę. Zebrałam swoje rzeczy do ręki po czym podeszłam do ów worka. Chwyciłam za kartę i lekko się uśmiechnęłam „Dla księżniczki” przeczytałam w myślach i odrzucając kartkę na bok zajrzałam do środka. Szybkim ruchem wyciągnęłam rzeczy ze środka i nie mogłam uwierzyć że ten koleś naprawdę ma takie dobre serce. Jednak szybko spoważniałam i podeszłam szybkim krokiem do koperty. Zajrzałam do środka upewniając że są tam pieniądze. Odetchnęłam z ulgą widzą banknoty i znów przeniosłam wzrok na ubrania które wysypałam z worka. Były to całkowicie nowe ubrania. Podeszłam znów do nich i przeniosłam wzrok na chwilę na okno po czym zabrałam ciuchy i zaczęłam się przebierać. Głupotą byłoby nie skorzystać z darmowych ciepłych ciuchów niż ubierać się we wczorajsze ubrania na taką pogodę. Założyłam białe rurki, ciemny długi top i do tego różową bluzkę w której jedno ramię opadało i wystawał mi czarny top. Szybko założyłam adidasy, spakowałam wszystko do torebki i wyszłam z pokoju zabierając kartę elektroniczną. Dopiero teraz zauważyłam pełno zamożnych ludzi kręcących się po korytarzu. Niektórych dosyć kojarzyłam, a kilku starszych facetów gdy tylko mnie ujrzało przestraszyło się. Same szychy, chyba będę musiała częściej kręcić się koło tego hotelu. Zjechałam windą na dół. Podeszłam do recepcji podałam klucz i podziękowałam za wszystko po czym powoli opuściłam hotel, kierując się w stronę mojej kawiarenki. Gdy byłam już blisko zaczęłam się zastanawiać nad tym co mówił wczoraj ten dziadek. Zacząć wszystko od nowa. Zarobić wystarczającą ilość pieniędzy i wyjechać z tego miasta. Znaleźć normalną pracę, mężczyznę który pokocha i założyć rodzinę. Wieść życie takie o jakim każdy marzy. Mieć własny dom z ogródkiem i wspaniałe dzieci. Ale czy to jest w ogóle możliwe? Czy jest możliwe zacząć coś od nowa nie kończąc starego życia? Co by się stało z Jonem gdybym nagle wyjechała? Jakby zarabiał na swoje nędzne życie? Przecież jestem mu winna to by przy nim pozostać. A co z Liz która widzi we mnie osobę u której zawsze znajdzie poparcie. Mam tak po prostu ich zostawić i iść dalej nie przejmując się niczym? Nie mogłabym. Gdy byłam już na miejscu , nie weszłam do środka. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam w stronę parku. Podeszłam do budki która znajdowała się niedaleko kawiarenki , zakupiłam ciepłą kawę na wynos i hamburgera po czym ruszyłam w stronę parku. Przez ulice przeszłam ostrożnie rozglądając się na boki . Gdy znalazłam się po drugiej stronie dostrzegłam bawiące się dzieci w mundurkach przedszkolnych. Wychowawczynie przyglądające im się uważnie czy każde dziecko jest bezpieczne. Mimo iż było dość chłodno to tutaj pośród tych drzew było jakby cieplej. Starsi ludzie którzy przychodzili tu by pospacerować i poprzypominać stare czasy. Usiadłam na jednej z ławek i wyciągnęłam z papierowej torby kawę i hamburgera po czym zerknęłam w stronę fontanny. Odłożyłam hamburgera po czym westchnęłam. Nie spodziewałam się ze kiedyś będzie mnie stać na taki wyczyn. Wstałam i podeszłam do faceta który siedział koło fontanny. Był dość stary, strasznie chudy, jakby wychudzony. Brudny, bez jednego buta w dziurawej skarpetce, dziurawej koszulce i dziurawej czapce. Spojrzał na mnie niepewnie, jakby się czegoś obawiał. Nawet mu się nie dziwiłam , przecież ludzie nie litują się nad innymi. Gdy tylko widzą inna osobę, która błaga o jedzenie lub jakieś grosze by móc chociaż kupić sobie coś to ludzie się śmieją. Krzyczą że to na alkohol, że taki człowiek mógłby sobie znaleźć pracę a nie żerować na innych. Ale czy to naprawdę jego wina że upadł tak nisko? Przecież nasze życie nie zależy tylko od nas samych, ale także od innych. Gdyby moje życie zależało tylko ode mnie to na pewno nie skończyłabym na ulicy. Gdyby nie inni ludzie, to może moje życie wyglądałoby inaczej. Usiadłam koło niego i podałam mu moją papierową torbę. Mężczyzna spojrzał na mnie po czym niepewnie wyciągnął swoją dłoń, ale po chwili ją cofnął by znów powoli ją wyciągnąć i delikatnie pochwycić torbę. Spojrzał na mnie znów po czym zajrzał do środka. W kąciku Jego oczu pojawiły się małe kryształki. Szybkim ruchem wyciągnął z niej hamburgera i nie czekając na nic zaczął go konsumować. Ludzie przechodzili i szeptali do siebie lub śmiali się patrząc na nas, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Nie mogłam przejść obojętnie obok niego, przecież ja też kiedyś żebrałam jedzenie, tylko że dla mnie nikt nie był taki dobry oprócz Jona. Wstałam powoli zabierając swoją kawę.
-Jesteś aniołem?- usłyszałam za sobą, odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam. Nic nie odpowiedziałam bo po co? Ruszyłam przed siebie popijając ciepła ciecz, która mnie rozgrzewała. Było wcześnie rano , a ja nie miałam nic do roboty, więc pomyślałam że może zawitam do szkoły choć na chwilę. Na jednej z uliczek skręciłam w prawo. Park był dość duży, ale już po chwili zobaczyłam koniec drzew i ławek . Przede mną znajdowały się pasy i światła. Przeczekałam aż zmieni się na zielone po czym znów ruszyłam przed siebie. Po niecałych 10 minutach znalazłam się przed budynkiem, do którego tak rzadko uczęszczałam. Pewnym krokiem weszłam o środka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zgraja ludzi wychodzących z klasy. ~Przerwa~ przeszło mi przez myśl. Zaczęłam kierować się w stronę planu lekcji a potem w stronę klasy gdzie miałam lekcje. Dziwiłam się sobie że jeszcze pamiętam gdzie jest która klasa. Przecież nie było mnie tu kilka miesięcy. Niezauważalnie weszłam do klasy i usiadłam w ostatniej ławce koło okna przyglądając się powoli wchodzącej młodzieży. Każdy z kimś rozmawiał, każdy znał swoje miejsce. Jak w każdej szkole i każdej klasie ludzie byli podzieleni. Na tych popularnych, tych niepopularnych, kujonów i wyrzutka, czyli mnie. Wchodzące dziewczyny widząc moją osobę zaczynały szeptać między sobą co chwilę spoglądając w moją stronę. Wszyscy nagle jakoś tak ucichli i spoglądali w moją stronę co chwilę starając się bym nie przyłapała ich na tym że zerkają na mnie. Możliwe że jednak to był zły pomysł pojawiać się w szkole. Nagle zrobiło się głośno . Ktoś krzyczał moje imię , ale przez to że było dość sporo osób w klasie nie mogłam dostrzec kto. Po chwili dopiero zauważyłam krótko ściętą szatynkę, która przepychała się przez ludzi i uśmiechała bardzo szeroko.
-Mogłaś napisać że przyjdziesz do szkoły Keys- powiedziała podchodząc do mojej ławki i siadając obok mnie.
-Nie spodziewałam się że tu przyjdę- odparła opierając twarz na dłoniach i przyglądając się dziewczynie. Zastanawiałam się co ona takiego widzi we mnie że nie unika mnie. Że rozmawia ze mną normalnie.
-Więc powinnyśmy iść gdzieś razem po szkole- odparła dalej bardzo wesoła. Nie odpowiedziałam. Zastanawiał się przez chwile czy to na pewno dobry pomysł. Przecież w porównaniu do niej ja mam zła opinię, a nie chciałam by ktoś ją potem zaczepiał. Nie zdążyłam nawet otworzyć ust by jej odmówić bo do klasy wszedł nauczyciel uciszając wszystkich. Lekcja się zaczęła, ale nie obyło się bez uwag na lekcji typu” dbajcie o swoją przyszłość , chodźcie do szkoły , nie wagarujcie, chyba że chcecie zmarnować swoje życie”. I te nieustające spojrzenia w moją stronę , nie tylko uczniów, ale także nauczyciela. Prychnęłam cicho pod nosem i przestałam go słuchać. Nie przyszłam tu po to żeby wysłuchiwać się na swój temat od kogoś kto miał w życiu lekko. Nie skarze się, ale czasami naprawdę denerwują mnie ludzie którzy mówią, a nie wiedzą o niczym. Lekcja zleciała dość szybko więc nie musiałam się więcej przejmować tym typem co uczył nas historii. Gdy przechodziłam przez korytarz słuchając Lizy czułam na sobie gardzące spojrzenia, ale szłam nie zwracając na nich uwagi. Nigdy nie przejmowałam się tym co inni o mnie myślą więc dlaczego teraz miałabym się tym przejmować. Na olejnej lekcji przesiedziałam patrząc za okno i myśląc znów o tym staruszku. Od wczoraj prawi cały czas zaprzątam sobie nim głowę. Po chwili rozmyśla usłyszałam swoje nazwisko z ust nauczyciela.
-Murai- krzyknął głośno wskazując ręką abym do niego podeszła. Odwróciłam się i zauważyłam że wszyscy zaczynając wychodzić z klasy , a na korytarzu robi się coraz głośniej. Nawet nie usłyszałam dzwonka. Powoli wstała, zabrałam torbę i podeszłam niechętnie do nauczyciela. Liza wychodząc szepnęła że poczeka przed drzwiami. Jakoś wydawała się przygaszona na tej lekcji.
-Cieszy mnie to że przyszłaś do szkoły, ale musisz pozdawać przedmioty jeśli chcesz zdać- przeszedł od razu do sedna sprawy otwierając dziennik i pokazując moją rubryczkę gdzie nie było ani jednej oceny z żadnego przedmiotu. Spojrzałam na dziennik a potem na lekko łysiejącego nauczyciela. No tak to chyba był mój wychowawca.
-To wszystko?- zapytałam patrząc na niego wyczekująco. Podniósł głowę i poprawił jednym palcem okulary na nosie.
-Coś mi się wydaje że nie masz zamiaru zaliczyć tych przedmiotów- odezwał się wstając i obchodząc biurko stając koło mnie. Odwróciłam się w jego stronę cały czas patrząc mu w oczy.
-Nie- odparłam i chciałam go wyminąć, ale złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Był obrzydliwy.
-A może mam ci zaliczyć te przedmioty- oblizał swoje usta, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ja też mam jakieś wymagania- odparłam po czym wyrwałam moją rękę z jego uścisku i ruszyłam ku drzwiom zerkając delikatnie na zdenerwowanego nauczyciela. Liz kucała pod sala strasznie zdenerwowana co chwile patrząc na wyświetlacz komórki, a co chwilę na drzwi.
-Nareszcie- powiedziała wstając i przyglądając mi się uważnie
-Stary zboczeniec- odparłam i ruszyłam wymijając ją. Usłyszałam tyko za sobą jej cichy śmiech, a zaraz szła już koło mnie. Poszłam na kolejne dwie lekcje, ale na resztę jakoś już nie miałam ochoty. Może to dlatego że nauczyciele cały czas mówili o tym by nie marnować swojego życia. Każdy co chwilę zerkał w moją stronę i było to mniej więcej trochę wkurzające. Nie obchodziło mnie jakoś to że gadają o mnie, ale dziwnie się czułam gdy tyle osób zwraca na mnie uwagę. Wychodząc przez główne drzwi przeszłam na dziedziniec, na tył szkoły by znaleźć się na otwartej stołówce. Było pusto, gdyż trwała jeszcze lekcja. Mimo iż było już dość chłodno to ludzie lubili jadać na zewnątrz. Mogli wtedy odetchnąć od tych szkolnych murów. Podeszłam powolnym krokiem do jednej z ławek i usiadłam na niej spoglądając na pochmurne niebo. Było już popołudnie, a chmury zaczęły zbierać się coraz bardziej na niebie co oznaczało że w każdej chwili może zacząć padać deszcz. Nie lubię tej pory roku, być może ze względu na to że przypominają mi się moje młodzieńcze lata. Prychnęłam cicho pod nosem i spojrzałam na budynek szkoły . W oknach widziałam te znajome znudzone twarze zapatrzone w krajobraz poza szkoła lub ślepo patrzących na nauczycieli. No tak już zdążyłam zapomnieć jak monotonne może być życie w szkole. Mimo iż zrezygnowałam ze szkoły dopiero na początku drugiej klasy to jakoś nie brakowało mi jej. Tych gardzących spojrzeń rówieśników. Tego podziału na grupy, na tych modnych, popularnych czy też kujonów. Zawsze denerwowało mnie to. Czemu ludzie nie mogą tworzyć jednej wielkiej grupy. Dlaczego zawsze musi znaleźć się ktoś kto będzie uważał się za lepszego. Podczas swoich rozmyślań nawet nie zauważyłam że zadzwonił już dzwonek i ludzie wychodzili ze szkoły udając się do wolnych ławek by móc zjeść swoje drugie śniadanie. Ludzie omijali mnie szerokim łukiem, za co byłam na serio wdzięczna. Czekałam na Liz, ale mimo iż tyle osób wyszło ze szkoły jej jakoś nie mogłam dostrzec. Dopiero po chwili w całym tłumie zauważyłam niską szatynkę, która z kimś rozmawia.  Wychyliłam się trochę by spojrzeć na osobnika który ją zatrzymał i zmarszczyłam delikatnie brwi. Jakiś chłopak trzymał ja za nadgarstek i wyraźnie nie chciał jej puścić, dziewczyna zaś delikatnie się szarpała ale mówiła całkiem spokojnie. Pokręciłam  głową i cicho westchnęłam. Nienawidziłam mieszać się w takie gówniane sprawy które dotyczyły mnie a co dopiero kogoś innego. Delikatnie się podniosłam zabrałam torbę i ruszyłam w kierunku dwóch osób które teraz przyciągały moją uwagę. Ludzie jakoś nie bardzo się przejmowali tą  dwójką, jakby ten chłopak był kimś ważnym i to była normalka. Gdy byłam już bliżej mogłam przyjrzeć się dokładniej temu chłopakowi. Wysoki, przystojny , umięśniony pewnie sportowiec który ma pęczek lasek za sobą, ale jeśli jakaś nie zwraca na niego uwagi to zaczyna ją nękać aż ta prześpi się z nim. No tak to było jedyne co przychodziło mi na myśl gdy tak na nie patrzyłam. Podchodząc coraz bliżej mogłam też usłyszeć urywki ich rozmowy, ale nie bardzo na początku wiedziałam o co chodzi, ale po chwili zaczęłam się domyślać…
-Daj spokój Liz, wiem że mnie lubisz- mówił bardzo pewny siebie puszczając jej oczko.
-Zostaw mnie Miki , to było w 6 klasie podstawówki, myślisz że ludzie się nie zmieniają przez tyle lat- odpowiedziała cały czas na niego patrząc.
-Ale skoro mnie lubiłaś to dalej musisz coś czuć- przyciągnął ja bliżej siebie i przeczesał delikatnie końcówki jej włosów.
-Nie będę pocieszeniem twojej byłej- powiedziała stanowczo próbując wyrwać rękę z jego uścisku, ale widocznie chłopak się trochę zdenerwował.
-Nie będę prosił wiecznie taka okazja może się więcej nie zdarzyć-  niemalże krzyknął, a dziewczyna widocznie trochę się przestraszyła. Dziwiło mnie jedynie to że nikt nie zwracał na to uwagi. Jakby ta dwójka była tylko powietrzem. Widząc delikatne przerażenie wypisane na twarzy szatynki ruszył przed siebie i stanęłam koło kolesia chwytając go za ramię.
-Nie słyszałeś że nie chce z tobą iść- powiedziałam spokojnie przyglądają się mu uważnie.
-Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy- strzepnął moją rękę ze swojego ramienia nawet na mnie nie patrząc. Wkurzył mnie tym trochę, ale nie dałam po sobie tego poznać.
-Jak widzisz chyba jednak są to moje sprawy- znów chwyciłam go za ramię tym razem ściskając moja dłoń. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się puszczając Liz , a łapiąc dość mocno moją dłoń.
-Więc chcesz dziś ją zastąpić i być moją tej no…- nie dokończył, a dopiero w momencie gdy chłopak zaczął łapać się za krocze i upadać na kolana , ludzie zaczęli zwracać na nas uwagę…
-Widzisz nie warto myśleć tylko penisem bo kiedyś twój kolega może bardziej ucierpieć- po tych słowach poklepałam go po głowię jak małe dziecko po czym złapałam szatynkę za rękę i ruszyłam w stronę bramy szkolnej by opuścić już to miejsce. Nie oglądałam się za siebie, ale wiedziałam że moja towarzyszka co chwilę spogląda za siebie by zobaczyć czy czasami ten przystojniaczek nie wstał i nie udał się za nami. Gdy wyszłyśmy za szkolną bramę to puściłam rękę dziewczyny i gwałtownie się zatrzymałam. Dziewczyna uderzyła lekko o moje plecy i patrzyła na mnie pytającą gdy odwracałam się w jej stronę. Założyłam ręce na piersiach.
-Więc wracasz czy idziemy gdzieś?- nie chciałam jej wyciągać na siłę, ale wiedziałam że jak teraz nie pójdzie to ja później nie będę chciała nigdzie wychodzić.
-Chodźmy- uśmiechnęła się pokazują swoje uzębienie i tym razem to ona złapała za moją dłoń i pociągnęła mnie w swoją stronę. Nie sprzeciwiałam się, nie miałam na to siły, jakoś przyzwyczaiłam się do tego że ta dziewczyna jest blisko. Nie poszłyśmy do tego małego miasteczka gdzie zawsze, tylko tramwajem udałyśmy się do centrum. Chodziłyśmy po sklepach przymierzając ciuchy i robiąc sobie zdjęcia w przymierzalniach. Nigdy w życiu nie pomyślałam że będę robić takie rzeczy, ale akurat dziś nie przeszkadzało mi to wszystko. Czułam się jakby wszystkie moja problemy zniknęły , a ja byłam tylko zwykłą licealistką cieszącą się swoim życiem. Po niecodziennych zakupach udałyśmy się do jakieś nie drogiej kawiarenki na lody i coś do picia. Gadałyśmy , a raczej to Liz cały czas gadała, bo ja nie byłam zbyt rozmowna, co nie oznacza że siedziałam cicho jak grób. Odpowiadałam jej i co jakiś czas zdarzyło mi się nawet delikatnie uśmiechnąć. Nie spodziewałam się że tak może nam zlecieć cały dzień.
-Jest już 18 powinnyśmy się zbierać- powiedziała spoglądając na zegarek na ścianie a potem na krajobraz za oknem kawiarni. Było coraz ciemniej , a my musiałyśmy się jeszcze tłuc tramwajem po czym trzeba będzie odprowadzić szatynkę, więc w domu pewnie będę coś po siódmej. Ubrałam swoją bluzę , wzięłam torbę po czym zapłaciłam. Liz szybko ubrała swoją skórzaną kurtkę, zapłaciła za siebie i ruszyła za mną. Całą drogę powrotną narzekała na tego całego kolesia ze szkoły, który już nie pierwszy raz podobno się do niej doczepił.
-Ale mówił że go lubisz- odezwałam się w końcu gdy wysiadłyśmy z tramwaju i zaczęłyśmy zmierzać w kierunku domu szatynki.
-No tak- zamyśliła się na chwilę by po chwili znów się uśmiechnąć- to było w podstawówce, ale nazwał mnie brzydką i płaską Liz i że nie jestem w jego typie, ale ostatnio powiedział że stałam się bardziej kobieca więc chciał się ze mną umówić.
-Więc znasz go prawie od zawsze?- spytałam patrząc na nią z ciekawością.
-W sumie tak, w końcu mieszka koło mnie- po tych słowach się zaśmiała, a ja stanęłam jak słup.
-To znaczy że niepotrzebnie się wtrącałam?- patrzyłam na nią wyczekując odpowiedzi.
-Wiesz Miki nie zrobiłby mi nic złego , teraz jest dla mnie jak starszy brat który się o mnie troszczy, ale cieszę się że Keys mi pomogła- przytuliła się do mnie . Byłam trochę zszokowana ale odwzajemniłam uścisk, by po chwili ją trochę odepchnąć dają do zrozumienia że wystarczy.
-Wiec odwracałaś się co chwilę by sprawdzić czy nic mu nie jest?- na moje pytanie dziewczyna tylko pokiwała twierdzącą głową. Westchnęłam, ale nurtowało mnie coś jeszcze.
-Więc dlaczego chciał się z tobą przespać?- widocznie zdziwiłam ją tym pytaniem bo uśmiech znikł z jej twarzy.
-Wiesz to nie pierwszy raz gdy to zrobił- odparła smutno- gdy byłam młodsza zawszę go kochałam, ale on traktował mnie jak kolegę i do tej pory tak jest. Mimo że zawszę będę go kochać , ja będę tylko przyjaciółką. W gimnazjum gdy zerwała z nim dziewczyna to powiedziałam że ja zawszę będę by go pocieszyć i kiedy w końcu znaleźliśmy się u niego , gdy miał mnie pocałować nagle przestał i ze smutną twarzą powiedział ze nie może tego zrobić ze mną. Że jestem dla niego jak siostra. I wiesz? Zawsze gdy zrywała z nim dziewczyna przychodził , albo dzwonił do mnie, ale zawsze kończyło się tak że wysłuchiwałam jego zwierzeń bo nie potrafił mnie dotknąć- mówiąc to głos jej drżał . Rękoma trzymała swoje ramiona, a sama próbowała by nie pokazać swoich łez  które już były widoczne w jej oczach. Nie sądziłam że taka miłość istnieje. Że ta wesoła dziewczyna też może skrywać w sobie ból miłości. Że musi patrzeć jak osoba którą kocha jest z innymi, ale ona sama mimo że tak blisko niego, nie może go nawet przytulić bez żadnego podtekstu. Nie może go pocałować, czy też trzymać za rękę i patrzeć tymi swoimi wielkimi oczyma ze szczęściem na niego.
-Ja…- tak naprawdę to nie wiedziałam co powiedzieć. Pierwszy raz poczułam ukłucie w sercu. Mimo iż mój ukochany był z innymi to mogłam podejść i go przytulic . Dotknąć jego śpiącej twarzy czy też jeśli bym chciała to pocałować.
-Wiem Kesy, ale wiem że możesz zrozumieć że nie potrafię tego od tak zostawić- odparła i otarła kąciki swoich oczu. Spuściłam na chwilę wzrok, ale po chwili podniosłam znów głowę i nie mogłam uwierzyć. Stał tam w krótkim rękawku z bluzą w ręku i rozglądał się naokoło. Czekał na nią i to już dość długo co można było wywnioskować po czerwonej twarzy i zmarzniętych ramionach. Więc ona też jest dla niego ważna. Po tym co właśnie zobaczyłam tak jakoś zrobiło mi się cieplej. Uśmiechnęłam się delikatnie i odwróciłam machając jej na pożegnanie.
-Ktoś czeka- tylko tyle powiedziałam i delikatnie spojrzałam za siebie. Dziewczyna podbiegła w stronę chłopaka śmiejąc się. Przystojniaczek był zdenerwowany, ale na jego twarzy można było zobaczyć ulgę. Ulgę że nic jej nie jest. Poczułam coś mokrego na policzku i spojrzałam w niebo. Było już przed 20 , a do tego zaczął padać deszcz, a ja miałam jeszcze jakieś dwadzieścia minut drogi do domu. Mimo to nie przeszkadzało mi to, zaczęłam zastanawiać się czy ja też będę kiedykolwiek ważna dla kogoś. Czy to możliwe że ja też mogłabym poczuć coś takiego jak miłość, ale ta prawdziwa. Codziennie rano budzić się z myślą że jest ktoś kto cię potrzebuję, że dla kogoś jesteś wszystkim. Myśląc o tym znalazłam się przed blokiem. Ominęłam grupkę jakiś idiotycznych dość młodych chłopaków, którzy tu mieszkali. Nie zwrócili nawet na mnie uwagi, gdyż jak przypuszczam wiedzieli że lepiej nie zaczynać z dziewczyną spod mieszkania numer 108 bo jej chłopak jest trochę niebezpieczny. Szybkim krokiem znalazłam się na swoim piętrze i pod swoimi drzwiami. Delikatnie przystawiłam ucho do drzwi nasłuchując jakiś szmerów. Na szczęście nic nie usłyszałam. Otworzyła drzwi kluczem i zdejmując buty na korytarzu weszłam do salonu. To co zastałam wpędziło mnie w lekkie osłupienie. Na kanapie siedziała jakaś ciemnowłosa kobieta. Nie miała na sobie nic oprócz koszuli Jona, która ledwo zasłaniała jej dolne części ciała,, chociaż gdy siedziała z jedną noga spuszczoną a drugą na kanapie to i tak można zobaczyć więcej niż się chce. Paliła papierosa niczym dama i patrzyła zamglonym wzrokiem na mnie. Po chwili się uśmiechnęła i zaciągnęła papierosem. Zmierzyłam ją wzrokiem po czym przeszłam obojętnie koło niej zmierzając ku drzwiom do swojego pokoju.
-Czekaj- usłyszałam za sobą i odwróciłam się. W drzwiach od swojej sypialni stał Jon w samych bokserkach przeczesując swoje włosy. Był zaspany co dodawało mu uroku.
-Co jest?-zapytałam chłodno. Mimo iż nie chciałam to ostatnio nie potrafiłam inaczej z nim rozmawiać.
-Eh dzwoniłem do ciebie- powiedział olewając kobietę , która cały czas śledziła jego ruchy. Podszedł do mnie złapał za moje końcówki włosów i ucałował je lekko.
-Nie miałam czasu- szybko się odwróciłam z zamiarem wejścia do pokoju ale jego silna ręka uniemożliwiła mi to.
-Miałem ważną sprawę- odparł już mniej spokojny. Znów odwróciłam się w jego stronę i przyjrzałam się z bliska. Był trzeźwy i nie na patroszony prochami co ostatnio było rzadkością, a raczej czymś niemożliwym. Był ogolony a do tego jakoś inna aura od niego emanowała.
-Więc?- ponagliłam go , gdyż nie mogłam już znieść na sobie wzroku tej kobiety. Czułam jak przenika przeze mnie i jakoś tak czuła się wyższa niż ja. Po chwili podniosła się z kanapy i zaczęła kierować  w naszą stronę.
-Zostaw ją i weź mnie jeszcze raz- powiedziała szepcząc mu do ucha, ale tak bym wszystko słyszała. Zagryzłam możnej zęby gdy zobaczyłam jak kładzie jedna rękę na jego pośladku a drugą na torsie.
-Musze z nią pogadać- odparł szybko ściągając z siebie jej ręce , ale kobieta nie dawała za wygraną.
-Ta mała ladacznica nie jest warta twojej uwagi- powiedziała przybliżając swoją twarz do jego i całując go namiętnie. Poczułam złość a moje dłonie same zacisnęły się w pieść.
-Jeśli to wszystko to czemu nie umilisz sobie czasu lepiej z tą zdzira- nagle poczułam ból na policzku. Puściłam torbę i szybko złapałam się za bolące miejsce patrząc na usatysfakcjonowaną twarz kobiety.
-Keiko!
-Nie pozwolę by byle mała wywłoka nazywała mnie jak chcę. Nie rozumiem po co ją trzymasz? Jako pupilka? Wiesz dobrze że ja mogłabym ci umilać czas zawszę, ja dałabym ci wszystko , nie zaznałbyś głodu przy mnie i zawsze bym była. A ten mały bachor? Jest tu tylko ciężarem dla ciebie. Nie potrafi nic zrobić i do tego jak zaczyna się szlajać to wraca po kilku dniach. Nie okazuje ci nic, a ty ją przygarnąłeś , mimo wszystko bezpański pies zawsze postanie bezpański.- odezwała się podnosząc głos.
-Nie rozumiesz- odpowiedział z dezaprobata . Chciał dotknąć mojej twarzy, ale odepchnęłam jego dłoń i znów spojrzałam na niego bez uczuć. Nie wiedziałam dlaczego, ale słowa kobiety zabolały jak nóź wbity w plecy.
-MA racje, ja nie mam nic , a ona ma wiele, więc po co mnie trzymać? Przecież ona umila ci czas bardziej, a ze mną to robisz jakby i tobie to sprawiało ból, jakbyś mnie nienawidził, nie chcesz nawet spojrzeć na mnie po wszystkim. Traktujesz mnie gorzej niż śmiecia, jestem twoim popychadłem, lepiej by było gdybyś wtedy dał mi umrzeć w tym parku niż dawał złudną nadzieję na lepsze życie- nie wiedziałam skąd u mnie tyle złości, ale ja już zaczęłam to nie mogłam przestać wyrzucać z siebie wszystkiego. I znów dzisiejszego dnia ten ból. Tym razem możniejszy , który zabolał jeszcze bardziej. Chwyciłam się za policzek z niedowierzeniem patrząc na Jona, który był wyprowadzony z równowagi. Był zły, ale nie tylko. W jego oczach był jakby smutek? Pierwszy raz w życiu spuściłam z niego wzrok , chwyciłam za torbę i wybiegłam z salonu mijając go a potem z mieszkania. Nigdy w życiu nie uderzył mnie tak mocno. Zdarzyło mu się mnie uderzyć podczas kłótni, ale nigdy nie miałam po tym śladu, a teraz wiedziałam że na pewno będzie ślad. Biegłam , nawet nie wiedziałam gdzie mam biec, gdzie się podziać co zrobić ze sobą. Nie wędząc czemu znalazłam się w parku i szybko skierowałam się w stronę sklepu. Weszłam szybko otwierając drzwi, zabrałam zimną cole z lodówki i podeszłam by zapłacić.
-Zna pan staruszka Harrego?- nie wiedziałam po co pytać, ale ku mojemu zdziwieniu chłopak pokiwał twierdzącą głową.
-Mieszka zaraz za parkiem w pierwszym domu- zapłaciłam za colę i szybko wyszłam przykładając zimny napój do policzka. Szybko przeszłam park i znalazłam się pod domem który wskazał mi mężczyzna pracujący w sklepie. Dom był jednopiętrowy, ale dość obszerny. Westchnęłam cicho i spuściłam wzrok. Co ja sobie myślałam , że wparuje tu i powiem że nie mam gdzie nocować , a on z otwartymi ramionami mnie przyjmie? Co to jakaś głupia bajka czy co? Przecież nie wie kim jestem , nie zna mnie więc nie ma powodów by mi pomóc. Podniosłam głowę i odwróciłam się. To był głupi pomysł żeby się tu udać. Rozejrzałam się w koło i spostrzegłam że jest tu naprawdę dużo domów rodzinnych i to dość bogato zrobionych. Znów się odwróciłam i oparłam głowę o murek po czym zjechałam na dół i kucnęłam. Nie wiedziałam co teraz zrobić ze sobą, pomysł o staruszku był jedynym co przychodziło mi do głowy.
-Długo będziesz jeszcze siedzieć w tym deszczu- usłyszałam po czym szybko się podniosłam i zauważyła staruszka stojącego w drzwiach swojego mieszkania i uśmiechającego się w  moją stronę. Czyżby zauważył mnie przez okno?
-Jak?- tylko tyle udało mi się powiedzieć.
-Uderzajac w murek uderzyłaś w domofon i zadzwoniłaś- powiedział śmiejąc się cicho , pomasowałam swoje czoło i też cicho się zaśmiałam, ale po chwili syknęłam czując ból na policzku.
-Wejdź- powiedział podchodząc z parasolem do bramki i otwierając ją , zapraszając mnie tym samym do środka. Posłusznie weszłam przez bramkę , a potem do jego domku ściągając buty, zakładając kapcie które mi dał i które były trochę za duże.
-wybacz, ale nie mam innych kapci- odezwał się , a ja tylko pokiwałam przecząco głową że nic nie szkodzi. Szłam w ciszy za nim rozglądając się dokładnie. Nie interesował mnie wystrój, ale raczej to że było tu sporo drzwi.
-Mieszkasz sam?- zapytałam gdy wprowadził mnie do salonu i pokazał kanapę na której mogłam usiąść , a potem sam zniknął w kuchni. Odwróciłam się za siebie i zauważyłam że z salonu do kuchni miał małe okienko więc mogłam go widzieć.
-Tak, ale często wnuk przychodzi potowarzyszyć mi- odparł szukając czegoś w kuchni.
-Nie boisz się?
-To raczej spokojna okolica- po tych słowach nie zapytałam o nic więcej i znów przyłożyłam cole do policzka, która i tak już nic nie dawała bo była ciepła.
-Pokaż- usłyszałam i spojrzałam na staruszka który trzymał jakieś pudełko i mały woreczek w ręce. Odłożył colę na bok i przyłożył mi chłodny woreczek do policzka. Poczułam natychmiastową ulgę. Po chwili odłożył go i zaczął wcierać mi jakąś maść w policzek. Śmierdziała, ale była jakaś taka chłodna i łagodząca.
-Teraz nie dotykaj , niech sama we schnie do końca- powiedział znów udając się do kuchni.
-Dziękuje- odparłam cicho, ale wiedziałam że mnie usłyszał. Po chwili wrócił z jakimiś kanapkami i ciepłą herbatą i położył to wszystko na stoliku.
-Częstuj się
-Dziękuje- znów odparłam i wzięłam kanapkę która o dziwno bardzo mi smakowała i popiłam ją ciepłą cieczą.
-Więc kto cię tak uderzył?- pytanie którego nie chciałam słyszeć, ale cóż pasowało odpowiedzieć…
-Mój opiekun, powiedziałam za dużo więc należało mi się- odparłam ściskając pięść na kubku z herbatą.
-Więc czemu kłamiesz?- nie spodziewałam się takiego pytania. Kłamię? Niby dlaczego miałabym kłamać?
-Nieprawda- odparłam hardo.
-Przecież widzę, nie martw się , ulżyj sobie- jego głos był taki ciepły, taki łagodny. Poczułam jak w kącikach moich oczu pojawiają się łzy, ale dlaczego?
- Przepraszam- zaczęłam przecierać łzy ręką- nie wiem dlaczego płaczę przecież nic się nie stało, zawsze tak jest a mimo to dziś jakoś ale ja przecież nie potrafię okazywać uczuć, jestem jak maszyna, nawet największy ból nie sprawia że będę płakać.
-A może to przez to że ten psychiczny ból już nie zniesie więcej i musi gdzieś w końcu dać upust emocjom.- po tych słowach obraz zaczynał mi się rozmazywać , a łzy płynęły jeszcze bardziej. Miał rację , mimo iż potrafiłam ścierpieć wszystko i każdemu pokazać że moje uczucia już nie istnieją to przecież już nie raz w samotności płakałam żeby tylko nikt nie widział.
-Nienawidzę tego, dlaczego on nie potrafi mnie pokochać tak ja jego? Dlaczego ja i on tylko się ranimy nawzajem? Dlaczego nie patrzy na mnie tak jak na nią? Czemu nie mogę przejmować się tylko głupią młodzieńczą miłością? Dlaczego to ja muszę borykać się z tym wszystkim?- krzyczałam co chwilę ocierając swoje łzy , które mimo wszystko leciały cały czas. Nie potrafiłam ich powstrzymać i nie chciała. W końcu mogłam powiedzieć to co leżało mi na sercu. W końcu mogłam przy kimś się wypłakać. Poczułam jego dłoń na moich plecach a potem jego uścisk. Przytulał mnie głaszcząc delikatnie po głowie, a ja bez problemów mogłam się wypłakać. Mogłam w końcu wyrzucić z siebie to wszystko by jutro było mi lżej.



--------------------------------------------------------------------------
I tak oto kończymy pierwszy rozdział. Mam nadzieję że wam się podobał;D

poniedziałek, 14 stycznia 2013

1 rozdział: Tajemniczy staruszek 2



1 rozdział: Tajemniczy staruszek part.2



-Mam nadzieję kochany że po pijanemu nie trafiasz tylko do zamka- zaśmiała się jakaś kobieta, a mnie od razu zrobiło się nie dobrze. Po tym głosie już wiedziałam kogo Jon przyprowadził do mieszkania i jakoś wcale mi się to nie podobało. Cieszyłam się tylko z tego że zdążyłam się wymknąć i nie musiałam się z nimi spotykać twarzą w twarz. Gdy byłam młodsza te dwie kobiety strasznie uwielbiały mi dokuczać. Ubierały mnie w straszne ubrani. Wysyłały do sklepów po papierosy, prezerwatywy, a na koniec śmiały się ze mnie że nigdy nie będę dla Jona tak ważna jak one. Znów przeszedł mnie dreszcz wiec szybko narzuciłam na siebie bluzę i zaczęłam kierować się na dół schodami przeciwpożarowymi. Zawsze tędy uciekałam gdy wracał pijany albo z jakimiś kobietami, a w szczególności z tymi co dzisiaj, z Dianą i Tanią. Gdy tylko znalazłam się na dworze spojrzałam prze siebie. Było już dość późno , a ja nigdy nie spędzałam czasu o tej porze i to w dodatku w tej dzielnicy. Zawsze albo spałam w swoim mieszkaniu , albo w hotelu z jakimś bogatym kolesiem. Na ulicach już nie było nikogo , a ja większość pieniędzy dałam Jonowi więc raczej nie stać mnie na hotel. Czując że pada coraz mocniej nałożyłam na siebie kaptur i ruszyłam prze siebie. Musiałam się udać gdzieś , gdzie nie będzie tak bardzo na mnie padać i gdzie choć trochę się ogrzeje , bo jednak stanie w szortach i letniej bluzie w taką pogodę nie będzie służyło mojemu zdrowiu. Zaczęłam kierować się w stronę sklepu całodobowego by schronić się chociaż przez chwilę przed deszczem i pomyśleć co dalej. Sklep znajdował się niedaleko kawiarenki więc droga nie była zbyt daleka, ale o tak później porze jakoś się dłużyła. Idąc rozmyślałam nad tym czy nie zadzwonić do Lizy, która na pewno by się uśmiechnęła i przyjęła mnie z otwartymi ramionami, ale odrzuciłam ten pomysł. Nie chciałam jej niepokoić w środku nocy, a także jej rodziców. Nareszcie doszłam do celu i od razu weszłam do sklepu ściągając przemoczony kaptur. Kupiłam wodę mineralna i stanęłam niedaleko wyjścia. Wyciągnęłam z torebki komórkę i westchnęłam gdy zobaczyłam która jest godzina. Było dopiero piętnaście po trzeciej, a ja miałam spędzić cała noc na dworze. Poczułam jak przez moje ciało przechodzą dreszcze. Delikatnie spojrzałam za siebie po czym przewróciłam lakonicznie oczami. Sprzedawca czytał gazetę co chwilę spoglądając w moim kierunku. Była to możliwe że moja szansa na to by przespać się gdzieś, ale nie miałam ochoty na sex teraz.
-Taka młoda dama nie powinna się błąkać po sklepie o tej porze-usłyszałam obok siebie uprzejmy głos. Niechętnie odwróciłam głowę w drugą stronę, ale gdy tylko ujrzałam znajomą dość łysinkę zaniemówiłam. Stał obok mnie oparty o swoją drewniana laskę patrząc na krople spadające z nieba. Zastanawiałam się czy on czasem mnie nie śledzi, przecież była już tak późna pora. Przecież to nie możliwe żeby ot tak o tej godzinie stwierdził że czegoś mu brakuje w domu. Nie odwróciłam od niego wzroku i niepewnie odpowiedziałam.
-A nie uważa pan że to też nie jest odpowiednia pora na to by starszy człowiek wychodził na spacery
-Tak, myślę że masz rację, ale widzisz grałem z wnukiem w szachy i żarówka nam wysiadła- odpowiedział zwracając twarz w moją stronę i uśmiechając się, Zmarszczki przy jego oczach jeszcze bardziej się powiększyły, ale jego uśmiech by bardzo przyjemny.
-Nie było lepiej wysłać wnuka? Mogło się panu coś stać po drodze
-Och możliwe, ale jeśli jemu by coś się stało?
-Myślę że poradziłby sobie
-Więc ja tym bardziej, jestem starszy i do tego swoje już przeżyłem, a on młody nie powinien się narażać, a ty młoda damo nie powinnaś marnować swojego życia wychodząc o tej porze- odpowiedział i znów zaczął się przyglądać kroplom deszczu.
-Jeśli moje życie ma wyglądać jak wygląda, to ja dziękuje ale chyba wysiądę z tego pociągu- odpowiedziałam i odwróciłam także od niego swoją twarz.
-Wiec może trzeba zacząć od początku?
-Gdyby tylko się dało to wolałabym nawet nie zaczynać
-Nie mów tak drogie dziecko. Jeśli chcesz to zapraszam do siebie, prześpisz się ze swoimi myślami a rano powiesz czy zdecydowałaś się zmienić czy nie- Jego głos był tak kojący i mimo że zaprosił mnie do swojego domu, nie czułam że robi to by mieć moje ciało, a dla mojego dobra. Uśmiechnęłam się smutno w jego kierunku po czym bez słowa wyszłam na zewnątrz. Nie mogłam, nie mogłam po prostu tak wykorzystać tego dobrego człowieka.
-Jeśli będziesz potrzebowała pomocy drogie dziecko to zapytaj w parku o Harrego- usłyszałam jeszcze tylko za sobą. Nie odwróciłam się, ale wiedziałam że uśmiecha się delikatnie za mną. Zawsze się uśmiechał. Doszłam do przystanku autobusowego i zaczęłam iść w stronę centrum. Deszcz co chwilę przestawał padać ,by za chwilę padać jeszcze mocniej. Uśmiechnęłam się widząc tłum ludzi pod jednym z najlepszych barów w okolicy, wiedziałam ze tam na pewno znajdę jakiegoś typka co się mną zainteresuje. Przyśpieszyłam kroku, ale gdy tylko znalazłam się bliżej zaczęłam iść wolniej. Nie ściągnęłam kaptur, ale czułam ich wzrok na sobie.
-Ej laleczko zabawimy się?- usłyszałam, Na to tylko czekałam. Delikatnie odwróciłam się w stronę z której dobiegł mnie głos.
-To zależy czy stać cię na to- odpowiedziałam w stronę grupki dość starych mężczyzn. No tak przecież na cuda nie można liczyć. Sypiałam przeważnie tylko z tęgimi i starymi prykami, rzadko kiedy zdarzali się faceci którzy byli by młodzi.
-To zależy czy jesteś tak dobra jak się cenisz- usłyszałam za sobą i szybko się odwróciłam. Przede mną stał wysoki szatyn o ciemnozielonych oczach. Był ubrany dość skromnie, ale po jego postawie można było wywnioskować że nie należy do slumsów. Przejechał delikatnie dłonią po moim policzku i spojrzał w stronę tych starych pryków.
-Wybaczcie panowie, ale kończymy na dziś imprezę- krzyknął i złapał mnie za dłoń. Nie odezwałam się, szłam w ciszy za mężczyzną który mnie ciągnął. Przeklęłam cicho w myślach myśląc o tym gdzie może mnie zaciągnąć, ale szybko wyzbyłam się myśli o jakiś opustoszałych uliczkach, gdy zza zakrętu wyłonił nam się dość dogi hotel. Weszliśmy do środka, a do nas od razu podbiegła jakaś kobieta w stroju dość nietypowym, pewnie pracownica.
-Doug twoja matka się martwiła- powiedziała pospiesznie kobieta podając mężczyźnie ręcznik i patrząc na mnie z obrzydzeniem.
-Przecie nie jestem już dzieckiem- odpowiedział roześmiany otulając nie siebie, a mnie puchowym ręcznikiem.
-Miałeś nie imprezować i nie powinieneś przyprowadzać byle kogo , twoja matka nie będzie zadowolona z takiej osoby- tym razem wyczułam wyższość kobiety nade mną.
-Sara przestań, to nie jest byle kto, ta dziewczyna jest dla mnie bardzo ważna i czekała na mnie dość długo więc dlatego jest taka przemoczona , powiedz matce że jutro nie idę na to spotkanie- po tych słowach znów pociągnął mnie za rękę , tym razem w stronę recepcji . Dostał jakiś klucz i bez słowa ruszyliśmy w stronę windy. Na język cisnęło mi się tyle pytań, ale nie zadałam żadnego. To nie był mój interes kim jest, więc po co te niepotrzebne pytania.
-Więc jak masz na imię księżniczko?- zapytał patrząc na moją twarz ukrytą pod kapturem.
-Czy to ważne- zapytałam ściągając kaptur i otulając ramiona suchym ręcznikiem.
-Jesteś taka młoda- znów się odezwał biorąc kosmyk moich włosów w dłoń- wybacz moją nieuprzejmość. Jestem Douglas, a ty księżniczko?- zaczęłam zastanawiać się przez chwilę czy nie jest jednym z tych wariatów sado-maso, ale zwątpiłam.
-Katylin- odpowiedziałam krótko , kątem oka dalej go obserwując. Dojechaliśmy na szóste piętro. Przepuścił mnie w drzwiach od windy, a potem w drzwiach do pokoju. Stanęłam pośrodku pokoju z niedowierzeniem. Nigdy w życiu żaden z moich klientów nie zabrał mnie do tak luksusowego hotelu. Lóżko z baldachimem z wyrzeźbionymi wzorami baroku.
-Więc Kate ile masz lat?- zapytał rzucając na mnie kolejny suchy ręcznik. Sam także zaczął się wycierać. Ściągnął koszulę i musiałam przyznać że klatę to miał niezła. Niecodziennie mogłam nacieszyć oczy takim widokiem, więc cieszyłam się nawet że trafił mi się ktoś taki.
-Kobiet o wiek się nie pyta- odpowiedziałam i zaczęłam rozpinać swoją bluzę, by po chwili rzucić ją na podłogę. Zaczęłam wycierać ręcznikiem swoją szyję schodząc na dekolt. Widziałam jak badał każdy mój ruch.
-No tak wybacz, ale mimo wszystko chciałbym wiedzieć, wyglądasz tak młodo- odparł siadając na fotelu i przyglądając mi się uważnie.
-Ty tez nie wyglądasz staro- odpowiedziałam siadając na łóżku i wycierając tym razem swoje nogi. Robiłam to powoli, gdyż podobało mi się to jak błądził wzrokiem po moi ciele.
-No tak, zawsze pytając trzeba pierw zacząć od siebie- uśmiechnął się- jak widać jestem synem dość sławnego szefa hoteli i mam 23 lata- odpowiedział i wyczekiwał aż ja też odpowiem. Westchnęłam po czym położyłam ręcznik obok siebie i spojrzałam mu w oczy.
-jak widzisz nie ma się czym chwalić w tym co robię , nie mam rodziców jestem sierota, a liczę sobie już siedemnaście wiosen- odparłam od niechcenia i wyczekiwałam kiedy w końcu przejdziemy do rzeczy. Byłam już śpiąca i chciałam mieć to za sobą i iść spać. Chociaż nigdy wcześniej nie trafił mi się tak młody mężczyzna, był przystojny, umięśniony i do tego pewne dobry w tych sprawach. Wstał i szybkim krokiem podszedł do mnie opierając swoje czoło o moje. Jego oddech zaczął drażniąc moje , Patrzył mi prosto w oczy, tak głęboko iż myślałam że zaraz spojrzy w moją dusze.
-Więc kupię cię, będziesz należeć tylko do mnie- powiedział nie odrywając ode mnie wzroku. Drgnęłam po czym dotknęłam delikatnie Jego policzka dłonią.
-Będę twoja i niczyją więcej dzisiejszej nocy- odpowiedziałam i przeniosłam dłoń z policzka na jego tors. Zaczęłam dłonią powoli błądzić po jego klatce piersiowej nie spuszczając z niego wzroku. Powoli zaczął muskać ustami moje wargi, a oczy momentalnie lekko mi się rozszerzyły. Żaden facet z którym spałam nigdy tego nie zrobił. Żaden nie całował i jakoś cieszyło mnie to. Ale nie odepchnęłam go, było to coś nowego , coś innego niż dotychczas. Co lepiej, nawet pozwoliłam mu by pogłębił pocałunek. Mimo iż trzymał mnie mocno Jego pocałunki były niepewne, jakby obawiał się tego że zaraz ucieknę. Jedną ręką obejmował mnie w tali a drugą głaskał delikatnie mój policzek. Zastanawiałam się czy czasami nie śnie. To było dla mnie coś nowego jeszcze nikt nie zachowywał się tak delikatnie w stosunku do mojej osoby. Ręką którą trzymał na mojej tali zaczął powoli wkładać pod moją bluzkę, delikatnie przejeżdżając przez moje plecy z góry w dół. Jego żarliwe i już mniej niepewnie pocałunki przeniósł na moją szyję a potem dekolt zostawiając mokre ślady na mojej skórze. Popchnął mnie lekko tak że wylądowałam na plecach a on na mnie. Zaczął ściągać moją bluzkę powoli , błądząc po moje skórze nosem i zostawiając żarliwe pocałunki na mojej skórze. To co robiłam z nim , było czymś nowy czymś co dawało przyjemność także mi.


Kolejna godzina przeczekana na niego, kolejna rudna wygrana przez mojego dziadka w szachach. Miałem już dość powoli tej monotonności. Znów musiałem czekać na tego człowieka, kiedy wróci od swojej kochanki i odbierze mnie od dziadka. Było to śmieszne, przecież nie byłem już dzieckiem więc nie wiem dlaczego musiałem jeszcze czekać na tego dziada by zabrał mnie do domu. Z nudów włączyłem telewizor i zacząłem oglądać jakiś teleturniej ze skąpo ubraną kobietą. Dziadek przed chwilą wyszedł do sklepu bo żarówkę, bo podczas gry starą szlak trafił. Westchnąłem i położyłem się na ziemi spoglądając w sufit. Moje życie było bezsensu , jedynym moim krewnym, który dbał o mnie i zależało mu na mnie jest mój dziadek, który mimo iż wygląda na zdrowego to Jego chora noga daje coraz częściej o sobie znać Matki nie mam i nigdy nie miałem, nawet nie wiem co znaczy matczyna miłość. Zmarła zaraz po moim porodzie, wychowywał mnie ojciec z dziadkiem, ale bardziej dziadek. Ojciec znalazł sobie nowa rodzinę, a moja nowa matka jakoś nie bardzo życzyła sobie mnie w swoim domu. Twierdziła że jak zacznę dorastać to zacznę interesować się jej córeczką która była starsza ode mnie. Prychnąłem na to wspomnienie, nawet bym jej przez szmatę kijem nie dotknął. Była mało atrakcyjna, a do tego jej zachowanie było okropne. Lubiła podążać za modą, modne ubrania, które nie odkrywały dużo, ale nie zakrywały najwięcej. Popularni chłopcy i plotki o każdym w szkole. Cieszyłem się że nie trafiłem do tej samej szkoły wyższej co ona. Przewróciłem się na bok i lekko uśmiechnąłem na widok małego szczeniaka przyglądającego się mi. Był prawie cały biały, gdyż na brzuchu miał taką dość sporą ciemna plamę. Utykał delikatnie na jedną łapę i chyba nie widział zbyt dobrze. Nie był stary , wręcz przeciwnie miał dopiero z kilka miesięcy. Jakieś bachory znęcały się nad nim niedaleko rzeczki, przepędziłem je i przyniosłem go tutaj gdzie mógł zacząć nowe życie. Usłyszałem szczęk otwieranych drzwi i od razu się podniosłem do pozycji siedzącej i wyczekiwałem kto wejdzie. Na szczęście w drzwiach pojawił się mój dziadek, więc od razu przywitałem go szerokim uśmiechem i wstałem by odebrać od niego reklamówkę. Jak się spodziewałem nie kupił tylko żarówki, ale także jakieś niepotrzebne rzeczy.
-Już myślałem że coś ci się stało – powiedziałem rozpakowując z siatki jakieś chipsy i słodycze.
-Wybacz, ale zagadałem się z naprawdę śliczną dziewczyną- odpowiedział uśmiechając się.
-Wiec próbujesz znaleźć sobie partnerkę?-zaśmiałem się.
-Była na to trochę za młoda , myślę że mgła być w twoim wieku- odparł już trochę smutno.
-Myślę że zapomniałeś okularów- odparłem opierając się o blat i chwytając za jabłko- wątpię że o te godzinie w takim miejscu mogłaby się plątać taka młoda dziewczyna, a do tego żeby bez przeszkód rozmawiać z nieznajomym.
-i właśnie o to chodzi, ta dziewczyna nie jest taką zwykła dziewczyną- po tych słowach zabrał nową żarówkę po czym ruszył do salonu. Nie zrozumiałem go zbytnio, ale uśmiechnąłem się do własnych myśli i ruszyłem za nim jedząc jabłko.



----------------------------------------------
Dzisiaj troszkę krócej, ale obiecuje że następnym razem będzie dłuższa. Pierwszy rozdział będzie miał jeszcze jeden albo max dwa party. Cieszę się bardzo że wam się podoba i mam nadzieję że wytrwacie ze mną do końca tej hisorii ;D

piątek, 11 stycznia 2013

1 rozdział: Tajemniczy staruszek


1 rozdział: Tajemniczy staruszek part.1

Było ciepłe ,słoneczne popołudnie. O tej godzinie pełno ludzi włóczyło się po mieście, udając się na zakupy, do kina ze znajomymi, lub na randkę. Pełno zakochanych w sobie osób. Przyjaciół i reszty tego bezsensownego świata. Siedziałam właśnie w mojej ulubionej kawiarence „Na rogu” dość nietypowa nazwa, ale robili tu przepyszną kawę no i mogłam się tu wyciszyć i odpocząć od świata. Przed chwilą wróciłam z domu pewnego biznesmena, nienawidziłam przychodzić do czyjegoś domu, wiedząc że łóżko na którym mamy to zrobić należy też do jego żony. Westchnęłam cicho popijając moją już dość chłodną kawę. Nudziło mnie to monotonne życie. Codziennie robiłam to samo, nic nowego się nie działo się odkąd zaczęłam tak zarabiać, czyli od jakiś dwóch lat. Znudzony wzrok przeniosłam na szybę, która prowadziła na piękny park w którym bawiły się dzieci. Drgnęłam widząc znajoma postać. Znów tam był, znów tam siedział karmiąc gołębie. Był taki beztroski i nie zauważalny , ale ja go widziałam i to bardzo dobrze. Zawsze gdy tu byłam on tam siedział. Uśmiechał się tak beztrosko do każdego Można by uznać że przez Jego uśmiech aż inny robi się na sercu cieplej. Ale nie mi. Gdy patrzyłam ta na niego zawsze miałam takie dziwne uczucie. Jakby poczucie winy z tego co robię. Tak jak się spodziewałam, odwrócił się w moim kierunku i zaczął się delikatnie uśmiechnąć. Nie potrafiłam odwzajemnić tego uśmiechu, patrzyłam pustym wzrokiem w niego, by po chwili odwrócić wzrok i spojrzeć na osobę , która delikatnie klepnęła mnie w plecy. Jakoś wcale się nie zdziwiłam , gdy ujrzałam rozpromienioną krótko ściętą szatynkę. Była moją znajomą ze szkoły, do której już w sumie nie uczęszczała, no chyba że naprawdę nie miałam co robić. Ludzie w szkole byli jeszcze bardziej zakłamani niż gdziekolwiek indziej, Każdy mógłby ci bez problemów obrobić tyłek, a ty nawet byś nie wiedział kto, a na końcu okazało by się że był to twój przyjaciel któremu tak ufałeś. Niektórych ze szkoły spotykałam na mieście, niejedna osoba widziała mnie ze starszym mężczyzną i lotka po szkole już sama poszła. Mimo iż wiedziałam że każdy wie co robię i że mnie obgadują, nigdy nie odważyli się mnie obgadywać w mojej obecności. Nie chcieli mieć nic wspólnego ze mną, a ja z nimi. Na moje nieszczęście, a może i nie, znalazła się tka co jej nie przeszkadzało co robię
.Uważała że ludzie nie powinni mnie oceniać po tym co robię ale jaka jestem w środku. Jakoś nigdy nie przejmowałam się tym co ludzie sobie o mnie myślą, ale nie chciałam z nią dłużej drążyć tego tematu. Mimo wszystko nie odczepiła się ode mnie, nieważne jak nie miłe słowa jej powiedziałam, ona zawsze się do mnie uśmiechała. Nigdy Jej tego nie powiem , ale cieszę się nawet że jest. Przez to że zaczęła zadawać się ze mną , ludzie ze szkoły zaczęli ją powoli odrzucać i tak w szkole stała się wyrzutkiem.
-Nie powinnaś tu przychodzić Liz- powiedziałam odwracają od niej wzrok i znów przenosząc go na szybę. Już go tam nie było. Przygryzłam delikatnie wargę i spojrzałam kątem oka na znajoma, które usadowiła się naprzeciwko mnie z wielkim uśmiechem, ale też lekkim rumieńcem. Nie powiem, ale ten rumieniec trochę mnie zaciekawił.
-Przyszłam się ciebie zapytać o jedna rzecz- odpowiedziała dość cicho nie patrząc mi w oczy. Zdziwiłam się trochę, gdyż Ona zawsze jak z kimś rozmawia to patrzy tej osobie w oczy,
-Więc?- ponagliłam ją, nienawidziłam być zostawiana w niepewności dłużej niż to konieczne.
-Ja….- zaczęła trzeć ręce pod stołem-  chciałam zapytać czy pierwszy raz boli?- dopiero po tych cichych słowach niepewnie spojrzała mi w twarz. Zaniemówiłam. Odstawiłam filiżankę, którą już dotykałam ust i znów spojrzałam w stronę parku. I co ja miałam jej odpowiedzieć? Tak cholerny ból nie do zniesienia, ale potem idzie się przyzwyczaić? Przecież nie mogłam jej powiedzieć czegoś takiego. Wiem że może gdyby Jon nie był wtedy pijany i po narkotykach to inaczej mogłoby to wyglądać, ale blizna po tym zostanie już na zawszę, Zerknęłam na nią, patrzyła na mnie już bardziej śmiało z ciekawością wypisaną na twarzy. Nów westchnęłam i spojrzałam na nią. Upiłam łyk zimnej kawy i w końcu się odezwałam.
-To zależy- rzuciłam obojętnie, ale widocznie nie zadowoliła ją taka odpowiedz , gdyż zauważyłam na jej twarzy grymas.
-To znaczy?
-Od ciebie i partnera, czy ty jesteś już gotów i czy on jest gotowy by nie zadać ci bólu- odpowiedziałam szybko i wstała. Chciałam już opuścić tą kawiarenkę i żeby Liza przestała już ciągnąc ten temat. To była jedyna rzecz o której nie miałam ochoty rozmawiać, wiedziałam że jak szatynka się rozpędzi to się już nie zamknie i będzie drążyła temat , a ja nie chciałam jej nic mówić. Bo po co? Zabrałam torebkę i opuściłam lokal, nawet nie zwracając uwagi czy dziewczyna wyszła za mną czy nie.
-Zaczekaj- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się by spojrzeć na biegnącą za mną Lizę ,ale nie zatrzymałam się. Nagle poczułam mocne szarpnięcie za ramię i momentalnie stanęłam w miejscu Odwróciłam się i zauważyłam jak przed moimi oczyma przejeżdża samochód. Przestraszyłam się, po cym spojrzałam na osobę która mnie zatrzymała. Był to wyższy ode mnie o niecałą głowę brunet z jasnoniebieskimi oczami. Był przystojny nawet bardzo. Uśmiechnął się do mnie i puścił mnie.
-Powinnaś patrzeć gdzie idziesz aniołku- po tych słowach zaczął zmierzać w przeciwnym kierunku niż ja. Patrzyłam chwilę jeszcze za tym chłopakiem. Moje serce biło szybciej, gdyby nie on leżałabym już pod kołami samochodu. Dotknęłam lekko ramienia i cicho syknęłam. Chwycił mnie dość mocno i teraz bolało.
-Przystojny- usłyszałam koło ucha , szybko się odwróciłam i zauważyłam szatynkę , która patrzyła w stronę , gdzie zniknął chłopak, który być może uratował jej życie,
-Możliwe- odpowiedziałam i tym razem spojrzałam czy coś nie jedzie dopiero ruszyłam na druga stronę chodnika. Dziewczyna tylko zerknęła na mnie i ruszyła a mną , ale nic nie powiedziała.
-Przepraszam- usłyszałam po chwili i gwałtownie się zatrzymała. Odwróciłam się na piecie i dotknęłam ramienia Lizy.
-Sama musisz sobie znaleźć na te rzeczy odpowiedzi- tylko tyle byłam w stanie powiedzieć i znów ruszyłam przed siebie. Za sobą usłyszałam tylko głośne „Dziękuje” i dziewczyna więcej za mną nie pobiegła. Poczułam silny podmuch wiatru po czym zasunęłam kurtkę i ruszyłam w stronę domu. Widziałam jak mężczyźni patrzą na mnie, widziałam to pożądanie w ich oczach, ale nie rozumiałam dlaczego. Miałam na sobie przecież długie spodnie i normalna skórzaną kurtkę. Nie byłam ubrana jakoś lubieżnie, a mimo to czułam na sobie ich wzroki , które mnie rozbierały. Przeklęłam w myślach na moje jasne włosy. Zawsze twierdziłam że to przez nie ludzi zwracają na mnie taka uwagę. Były strasznie jasne, jakby rozjaśniane i dość długie, Nigdy nic z nimi nie robiłam, zawsze zostawiałam je takie jakimi są, ale myślę że czas coś z nimi zrobić żeby nie rzucały się tak w oczy. Z kawiarenki do domu nie miałam zbyt daleko, może jakieś 500 metrów, ale nie byłam pewna. Nigdy nie sprawdzałam, ale ta droga zawsze mijała mi bardzo szybko, czasami za szybko. Gdy tylko zauważyła budynek mieszkalny westchnęłam i zaczęłam iść wolnej, Była to istna rudera, ale co się dziwić? Byłą to jedna z najtańszych dzielnic i od roku zaczęły się tu sprowadzać najbiedniejsza i ci najniebezpieczniejsi. Była to jedna z najgorszych dzielnic w tym zakłamanym mieście. Szybkim krokiem weszłam do klatki i zaczęłam szybko wychodzić po schodach na swoje piętro. Była tu tez winda, ale nikt już z niej nie korzystał więc nie było wiadomo czy jeszcze działa, a jak nie miałam zamiaru się tego dowiadywać. Mieszkałam tylko na czwartym piętrze więc nie zaszkodzi mi wyjść po schodach , przecież i tak nie często tu bywam ostatnimi czasy. Gdy tylko dotarłam na swoje piętro, zaczęłam iść dość długim korytarzem. Na każdym piętrze znajdowało się po kilka mieszkań, a nasze znajdowało się na końcu korytarza. Gdy dotarłam pod drzwi, nie weszłam od razu. Oparłam się o drzwi i nasłuchiwałam, chciałam się dowiedzieć czy Jon znajduje się w domu czy też nie. Jakoś ostatnimi czasy nie mam z nim kontaktu. Mijamy się tylko w drzwiach, a jak przychodzę w porę gdy jest u niego jakaś kobieta to obrywa mi się za przeszkadzanie. Szybko potrząsnęłam głową wyrzucając stare wspomnienia z głowy i dalej nasłuchując. Gdy nic nie usłyszałam, wyciągnęłam klucze z kieszeni i otworzyłam nimi drzwi, Gdy tylko weszłam do mieszkania poczułam niesamowity odór. Przytkała sobie usta i nos delikatnie dłonią i weszłam w głąb mieszkania. Gdy tylko weszłam do salonu drgnęłam. Na podłodze leżały jakieś ubrania i to nie tylko męskie , ale także żeńskie. Na stole leżały jakieś resztki jedzenia a na kanapie leżał nieprzytomny Jon. Nie zdziwiłam się tym bardzo, pewnie wrócił z jakiejś popijawy plus narkotyki i teraz odpoczywał przed następną zabawą. Cicho ,ale dość szybko podeszłam do okna i uchyliłam je na oścież. Gdy to uczyniłam, odwróciłam się i powoli zaczęłam kierować się w stronę mężczyzny. Po drodze zebrałam kilka porozrzucanych ubrań i rzuciłam je w jedną kupkę. Kucnęłam przy nim i odgarnęłam kilka kosmyków z jego przemęczonej twarzy. Uśmiechnęłam się blado gładząc go po policzku. Wydawał się taki spokojny i opanowany, był niczym anioł gdy spał. Żadnych krzyków, kłamstw. Tak naprawdę nie wiedziałam o nim tyle ile on o mnie. Wiedziałam tyle ile powiedziały mi kobiety które z nim przebywały, a ja byłam jeszcze dzieckiem. Zawsze gdy próbowałam się czegoś o nim dowiedzieć zaczynał krzyczeć, szarpać mną a na końce mnie się obrywało w twarz a on wychodził z trzaskiem z domu i wracał piany z jakąś kobietą, Przeczesałam jego włosy ostatni raz na niego spoglądając. Chciałam wstać, ale poczułam uścisk na nadgarstku i wtedy zobaczyłam że patrzy na mnie,
-Keys- szepnął przyglądając się uważnie mojej twarzy. Nienawidziłam tego jak to robił. Był wtedy taki smutny, jakby on mówił że tęsknił, że tęsknił za mną. Ale prawda była taka że to tęskniłem oznaczało jedno. Brakowało mu mojego ciała, młodego , jędrnego i które kochał ponad wszystko, ale tylko moje ciało nic więcej. Usiadła koło niego , a on od razu zaczął całować moją szyje , jedną ręką już dotykał mojej piersi pod koszulą a drugą rozpinał guzik w spodniach, Nic nie powiedział tylko zaczął szarpać moje ubrania, zawsze się tak kończyło. Rzeczy które miałam nowe i miały one styczność z Jonem szybo lądowały w śmieciach. Nie patrzył mi nigdy w twarz podczas naszego stosunku, nie całował po twarzy. Unikał moich oczu, mojego jedynego zwierciadła duszy. Gdy tylko ściągnął moje spodnie szybkim ruchem zaczął rozpinać swój rozporek. Był strasznie napalony co wywnioskowałam po Jego szybkich ruchach i tym że nie mógł się doczekać kiedy znów mnie posiądzie. To miał być szybki numerek dający mu rozkosz i tylko jemu. Gdy skończył wstał ze mnie nawet się mną zbytnio nie przejmując. Zapiął swój rozporek, chwycił za papierosa i zaczął palić. Nienawidziłam dymu papierosów, ale nigdy nie odezwałam się na te temat.
-Ile zarobiłaś- zapytał patrząc na mnie takim wzrokiem jakby chciał znów mnie mieć. Spojrzałam na niego bez uczuć i wzięłam do ręki moje spodnie z których wyciągnęłam kopertę i rzuciłam mu. Jon tylko się uśmiechnął i beż słowa zaczął się kierować w stronę wyjścia zostawiając mnie znów samą. Zawsze tak było. Nie było mnie dwa może trzy dni wracałam, mieliśmy stosunek, jeśli można to tak nazwać po czym dawałam mu pieniądze a on zadowolony wychodził bez słowa. Wstałam zabierając swoje spodnie i kierując się do łazienki. Musiałam wziąć prysznic zimny i odświeżający. Chciałam jak najszybciej zmyć z siebie to wszystko, zapach tych mężczyzn a w szczególności Jona. Kochałam go, ale nienawidziła tego co roił. Wiedziałam że nieważne co mi zrobi i tak zawsze będę po Jego stronie. Umyta i odświeżona owinęłam się ręcznikiem i podeszłam do lusterka. Przetarłam je delikatnie wierzchem dłoni i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Miałam podkrążone oczy i strasznie suchą skórę. Byłam niewyspana i brakowało mi porządnego posiłku. Wyszłam z łazienki i zaczęłam kierować się do swojego pokoju. Gdy już się tam znalazłam, pierwsze co to nałożyłam krem na twarz mocno go wcierając po czym podeszłam do niewielkiej komody z której wyciągnęłam jakieś krótkie szorty i jakaś przydługą bluzkę. Ubrałam bieliznę po czym narzuciłam na siebie ubrania. Ubrana wyszłam z pokoju i weszłam do salonu, gdzie zrzucając jakieś rzeczy Jona usadowiłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Pilotem przerzucałam z jednego kanału na drugi, szukając czegoś co mogłoby mnie zaciekawić. Znużona w końcu zostawiłam na jakimś beznadziejnym filmie i ułożyłam się wygodnie wpatrując się w ekran. Robiło się powoli ciemno, a krople deszczu zaczął głucho uderzać o parapet i o szyby. Gdy za oknem robiło się tak ponuro nie miałam na nic ochoty, chciałam się wtedy zamknąć w domu i myśleć że całe moje życie jest jednym wielkim koszmarem. Nawet nie wiedząc kiedy, zasnęłam , deszcz mnie uspokajał i w końcu mogłam odpocząć. Śniłam o lepszym jutrze, o tym że gdy tylko znów uniosę powieki cały ten koszar zniknie, że cały ten bałagan odejdzie a ja znajdę w końcu trochę szczęścia. Jon będzie w końcu porządnym człowiekiem, bez długów i nałogów. Że będzie mnie kochał, nigdy mnie nie zdradzi i że będę tylko Jego. Ze snu obudził mnie cichy trzask. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy. Spojrzałam w stronę drzwi zza których można było usłyszeć rozmowę co chwile przerywaną kobiecym śmiechem.
-Tylko nie to- powiedziałam pod nosem do siebie i szybko zerwałam się z kanapy udałam do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy tylko jakaś ciepła bluzę, złapałam za swoją torebkę i znów znalazłam się w salonie. Otworzyłam balkon a na mojej skórze pojawił się dreszcz kiedy tylko poczułam zimny podmuch wiatr razem z kropami deszczu. Przymknęłam go od zewnątrz i usiadłam pod drzwiami. Zasłony były zaciągnięte więc nie było możliwości żeby mnie zauważyli. Ich głosy były coraz głośniejsze co oznaczało że ktoś w końcu trafił kluczem do zamka i otworzył drwi wchodząc do środka. 




-----------------------------------------------------------------------
Początek pierwszego rozdziału za nami ;D
Mam nadzieje że wam się spodoba i że nie wykryjecie zbyt wielu błędów ;)

wtorek, 8 stycznia 2013

Prolog



 Prolog

Życie to jedno wielkie gówno. Miłość? Rodzina? Zaufanie? W moim świecie nie ma czegoś takiego. Codziennie patrzę na ludzi, którzy sobie ufają, kochają się, a potem zdradzają. Po co wierzyć w te uczucia skoro i tak jesteśmy im sprzeczni. Mężowie zdradzają swoje żony, z młodszymi kobietami, by potem wykorzystać zaufanie i powiedzieć że był dłużej w pracy, albo że miał ważny wyjazd. Po co wiązać się z kimś i zakładać rodzinę, a potem ich krzywdzić a na końcu zostawić. Ludzie udają że się kochają, by mieć kogoś blisko na wszelki wypadek. Możecie powiedzieć że się nie znam, że jestem zbyt młoda i nie wiele wiem, ale uwierzcie w moich 17 latach życia przeszłam wiele, może nawet zbyt wiele. Nie jestem jakąś rozwrzeszczaną małolatą, która lata za chłopakami, plotkuje z innymi. Jestem typem samotnika , zawsze tak było i zostanie. Moi rodzice? Nigdy ich nie miała, spłodzili mnie, potem wychowałam się u nich, ale nigdy mnie nie kochali. Przynajmniej nie okazywali mi tego, chyba że bicie i kłótnie można nazwać oznaką miłości. Na każde wakacje pozbywali się mnie wysyłając do ciotki u której też nie miałam lekko. Wykorzystywała mnie do wszystkich swoich zachcianek i jej dzieci. Miała ona dwóch synów , jednego starszego ode mnie o rok , a drugiego młodszego o pięć lat. Nigdy za nimi nie przepadałam, zawsze się wywyższali i mi dokuczali. Aż pewnego razu gdy mój starszy kuzyn zaczął dorastać , pewnej nocy po cichu wszedł do mojego pokoju i stał nade mną i patrzył na mnie. Zawsze wtedy paraliżował mnie strach, bałam się odwrócić w Jego stronę i zapytać co chce. Miałam wtedy tylko 11 lat i nie wiedziałam po co przychodził, aż pewnej nocy przyszedł , lecz tym razem nie patrzył na mnie jak zawsze, tylko usiadł na łóżku i zaczął mnie dotykać. Po tym jak wychodził, zawsze cicho płakałam do poduszki, nie wiedziałam co z tym zrobić , a co najgorsze nie miałam z kim o tym porozmawiać. Rodzice? Po nich pewnie by to słynęło, bo jakoś mało ich interesowałam. Ciocia? Na pewno stanęła by w obronie swojego syna że to czas dojrzewania i to nie Jego wina ze interesuje się ciałem płci przeciwnej. W tych czasach nie mogłam się doczekać powrotu do domu, czekałam z utęsknieniem na to gdy wrócą po mnie rodzice. Ale nigdy więcej nie przyjechali. Zginęli w wypadku samochodowym. Ojciec wypił trochę za dużo na imprezie u znajomego, po czym to on prowadził a matka jakoś nie miała z tym większych problemów i nigdy już więcej mieć nie będzie. Bałam się , moje ciało ogarnął strach i po tej wiadomości uciekłam do pokoju i zaczęłam płakać. Ale nie z powodu śmierci rodziców, powód był inny. Moją jedyną krewną która by się mną zaopiekowała była ciotka, a to oznaczało że do 18 roku życia spędzę czas z moim kuzynem. Nie czekając i nie myśląc zbyt wiele, wzięłam swój plecak i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy po czym opuściłam dom ciotki. Nie wiedziałam gdzie się udam, co zrobię , ale nie miałam zamiaru spędzać życia w tamtym domu. Myślę że nawet nikt się tym nie przejął że uciekłam. Spotkałam już kilka razy ciotkę i kuzynów, ale zawsze mnie mijali jak powietrze  Nie żeby mi to przeszkadzało, wręcz przeciwnie było mi to na rękę. Po tym jak uciekłam, spędziłam trzy dni w parku. Nic nie jadłam nie miałam gdzie się wykąpać ani przespać. Ludzie mijali mnie i patrzyli na mnie z obrzydzenie, nikt się nie przejął tym że mała 11 letnia dziewczynka stoi brudna i głodna w parku. Siedziałam samotnie na jednej z ławek i przyglądałam się jak ludzie siedzą pod parasolami i zajadają się pysznymi przekąskami. Trzymała się za brzuch i przełykałam ślinę. Krople deszczu spokojnie spływały po moich policzkach i brudnych nogach. Moje ubranie było całe przemoczone. Zastanawiałam się wtedy czy umrę. Ale jednak los nie był tak łaskawy i zesłał mi mojego anioła. Podszedł do mnie niespodziewanie z parasolem uśmiechając się do mnie. Był moim wybawieniem, wziął mnie do siebie nakarmił, dał pokój , nowe ubrania i z tym nowe życie. W zamian za to ja wykonywałam prace domowe. Prałam , sprzątałam i gotowałam. Myślałam że był moim światełkiem w tunelu. Do czasu, gdy pewnego razu czekałam na niego do późna. Chciałam się mu pochwalić że miałam najwyższą ocenę na teście. Ale nie wrócił. Całą noc spędziłam na kanapie. Następnego dnia obudziły mnie krzyki jakiejś kobiety. Zaciekawiona wstałam i udałam się do pokoju Jona , mojego wybawiciela. Rozciągając się i wycierając oczy weszłam bez pukania do jego pokoju i to co zastałam zszokowało mnie. Siedział nagi na łóżku, a na nim siedziała też naga kobieta. Jakoś nie bardzo się przejął moją obecnością. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się tylko i przytulił mocnej kobietę i całując jej piersi. Szybko wybiegłam z jego pokoju trzaskając drzwiami i udałam się do salonu. Ta kobieta była śliczna, miała duży biust i na jej twarzy było wymalowane zadowolenie i rozkosz. Rumieńce dodawały jej uroku. Moje serce biło wtedy jak szalone. Nie wiedziałam czym było to spowodowane, ale wiedziałam że on nigdy nie spojrzy na mnie tak jak na tę kobietę. Zjechałam ręką na pierś i zaśmiałam się smutno. Nie mógł by na mnie spojrzeć, przecież byłam dzieckiem a moje piersi były jak u mężczyzny. Po tym wydarzeniu przyzwyczaiłam się do obecności kobiet w naszym mieszkaniu. Niektóre nawet czasem opowiadały mi o przeszłości Jona. Kiedyś był naprawdę szanowanym człowiekiem, ale po stracie ukochanej zaczął się powoli staczać. Zwolnili go z pracy za picie, ale nie przejął się tym nigdy. Miał 25 lat jak mnie znalazł , a zachowywał się jak nastolatek. Jego przeszłość też nie oszczędzała. Rodzice porzucili go gdy był jeszcze niemowlakiem. Zostawili go w ośrodku opiekuńczym, w tak zwanym sierocińcu. Nie podobało mu się tam i w wieku 16 lat uciekł stamtąd usamodzielniając się. Znalazł pracę, a potem dziewczynę, za którą byłby w stanie oddać życie. Niestety jak to już w życiowym pechu bywa, ona nie była w stanie oddać życia za niego i zostawiła go , gdy znalazła sobie mężczyznę, który był bardziej zamożny. Nie mógł zrozumieć dlaczego skoro przyrzekali sobie wieczną miłość. Zaczął pić i sprowadzać kobiety do domu i tak zaczęło się Jego nędzne życie, nie próbował już nic z tym zrobić. Przestał wierzyć w miłość i w cokolwiek. To on nauczył mnie że miłość jest nic nie wartym uczucie i trzeba się go wyzbyć, jak i zaufania.Tak beztrosko minęły mi trzy lata wraz z Jonem. Ale przecież w moim życiu nie wszystko może być piękne wiecznie. W moje 14 urodziny ,gdy wróciłam do domu ze szkoły, zastałam mojego opiekuna pijanego wciągającego jakiś biały proszek ze stołu wraz z kumplami. Nie odezwałam się ani słowem, tylko przeszłam obojętnie obok nich. Nie lubiłam ich, wciągnęli Jona w jakieś gówno i nie potrafił teraz z tym skończyć. Narkotyki zajęły część jego życia. Do tego ci Jego znajomi zawsze jak pojawiali się w tym mieszkaniu to na koniec kłócili się strasznie a czasami nawet dochodziło do rękoczynów. Zamknęłam się w pokoju i zaczęłam odrabiać lekcje, gdy nagle usłyszałam huk. Przestraszyłam się, ale nie opuściłam pokoju. Wiedziałam że zaraz znów zaczną się kłócić, ale myliłam się. Usłyszałam trzask drzwi i cisze. Niepewnie wstała i wyjrzałam za drzwi i zobaczyłam opartego Jona o kanapę trzymającego się za nos. Szybko do niego podbiegłam by sprawdzić co mu było. Na całe szczęście nie miał złamanego nosa, ale krew leciała. Poszłam szybko po szmatkę po czym lekko przecierałam mu krew. Cały czas patrzył na moją twarz, czułam się z tym niezręcznie. Nie wiedziałam gdzie mam podziać wzrok.
-Jesteś taka śliczna Keys- odezwał się w pewnym momencie zaczesując dłoń w moje włosy. Czułam jak na mojej twarzy pojawiał się rumieniec  Spojrzała mu w jednej chwili w oczy i to był mój największy błąd. Szybko przysunął moją twarz bliżej i zaczął delikatnie muskać moje usta. Przestraszyłam się, nie wiedziałam co mam robić. Jego ręka wędrowała z moich włosów na moje plecy po czym na pośladek. Drgnęłam, ale nie przeszkodziło mu to w tym by drugą ręką dotykać moich piersi przez bluzkę. Bałam się, ale nie odepchnęłam go, siedziałam jak idiotka z zaciśniętymi powiekami. Bałam się tego co robił, ale bardziej bałam się go odepchnąć. Bałam się tego że jak go odepchnę to znów zostanę sama, że mnie porzuci gdy tylko będzie wiedział że jednak nie ma ze mnie żadnego pożytku. Poczułam lekkie popchniecie i wylądowałam na ziemi. Otworzyłam oczy i zauważyła coś czego nigdy nie widziałam. Patrzył na mnie pożądliwym wzrokiem, pożądał mnie w tym momencie, a raczej mojego ciała.
Przełknęłam cicho ślinę i znów zamknęła powieki ,gdy Jego ręka zaczęła błądzić po moim brzuchu. Nie całował mnie więcej, dotykał pożądliwie mojego ciała. Jego ręce wsuwały się pod moją bluzkę i spodnie. Wiedziałam co zaraz nastąpi, ale bałam się go powstrzymać. Kochałam go, ale nie czułam żadnej przyjemności w tym co robił. Próbowałam się rozluźnić, ale nie mogłam , strach mi przeszkadzał. Ból był niesamowity, wiłam się pod nim i krzyczałam, prosiłam by przestał, ale on był jak w amoku. Jego oddech był przyśpieszony, a ruchy coraz szybsze. Nigdy nie zapomnę tego bólu, tego jak stałam się brudna. Po tym wszystkim nawet nie spojrzał na mnie, tylko ubrał spodnie i wyszedł z mieszkania. Zostawił mnie nagą, i zbezczeszczoną. Leżałam patrząc w sufit mocno ściskając w dłoni resztki mojej bluzki, którą zdarł ze mnie. Zawsze myślałam że to przyjemne uczucie, wyraz twarzy tamtej kobiety wtedy był przepełniony rozkoszą. A to co się stało przed chwilą nie było tym co wtedy widziała. Podniosłam się delikatnie i dotknęłam swoich ud, bolało. Spojrzałam na dywan po czym wyciągnęłam rękę i przetarłam lekko miejsce gdzie było trochę krwi. Uśmiechnęłam się blado po czym spuściłam głowę. Nie płakałam, nawet mi się nie chciało. Wiedziałam że nie byłam dla niego nikim więcej jak dziewczynką do zajmowania się domu i jak widać do zabawy. Delikatnie wstałam i zbierając swoje rzeczy udałam się do łazienki by zimnym prysznicem zmyć z siebie Jego zapach.
Po tym wydarzeniu nie widziałam go trzy dni, ale gdy wrócił to jakoś nie bardzo przejmował się tym co zrobił prawie jeszcze dziecku. Zachowywał się tak jak zawsze, z jednym małym wyjątkiem. Patrzył na mnie inaczej. Przyprowadzał do domu różne kobiety dalej, ale to co zrobił nie zdarzyło się raz. Od tamtego czasu coraz częściej odwiedzał moją sypialnie, a na mojej twarzy z dnia na dzień znikały emocje. Nie potrafiłam się już uśmiechać jak kiedyś, nie potrafiłam cieszyć się swoim młodzieńczym życiem. Moje stopnie zaczęły się pogarszać, a ja sama zaczęłam wagarować i spędzać czas samotnie. Coraz częściej wracałam do domu później by nie widzieć się z Jonem. W piętnastą wiosnę mojego życia, gdy spacerowałam po ulicy dość późnym wieczorem, spotkałam pijanego mężczyznę. Bogaty facet, dosyć tęgi. Uśmiechał się do mnie , ale ja całkowicie go olałam. Zastanawiałam się gdzie mogę zacząć pracować, bo środki którymi dysponował Jon przestały wystarczać na jedzenie i inne potrzebne rzeczy, gdyż większość funduszy szła na alkohol albo narkotyki. I wtedy ten stary facet powiedział coś co mnie zainteresowało. „Chcesz zarobić?”. Momentalnie się zatrzymała i spojrzałam na niego ciekawskim wzrokiem. Chyba nie muszę mówić czego chciał? Był delikatniejszy niż Jon, ale i tak nie dawało mi to rozkoszy. Moja twarz była bez uczuć. Po tym wszystkim dostałam od niego 150 dolarów. Nie spodziewałam się aż tyle. Opuścił hotel przede mną , a ja ciągle przyglądałam się banknotom które od niego dostała, po czym pierwszy raz od dłuższego czasu uśmiechnęłam się lekko.
Po dzisiejszy czas zarabiam tak jak wtedy. Bogaci mężczyźni lubią młode i szczupłe blondynki, więc szybko weszłam we wprawę. Jon gdy tylko dowiedział się że zarabiam kazał mi oddawać połowę tego co zarobiłam, za te lata wychowania i opieki. Nie mogłam odmówić, ale zabolało mnie to że nawet nie przejął się tym że tak zarabiam. Westchnęłam cicho spoglądają za okno. Gdy usłyszałam trzask, odwróciłam głowę w stronę drzwi.
~`wyszedł~ pomyślałam po czym sama zaczęłam zbierać moje ubrania i ubierać się. Kolejny bogaty mężczyzna , który wpadł w moje ręce. Nie był przypadkowym klientem, spotykał się ze mną już od dłuższego czasu. Ubrana spojrzałam ostatni raz za okno. Krople deszczu obijały się mocno o szybę tworząc na niej niezliczoną ilość ścieżek wody. Zastanawiałam się tylko nad tym, czy moje życie już zawszę będzie wyglądało jak jedno wielkie gówno.