wtorek, 22 stycznia 2013

1 rozdział: Tajemniczy staruszek 3

1 rozdział: Tajemniczy staruszek part.3


Delikatne promienie słońca drażniły mnie po oczach, więc próbowałam schować twarz w poduszkę. Czułam delikatne łaskotanie po twarzy, więc znów próbowałam się gdzieś chować , ale za każdym razem gdy się odwróciłam łaskotanie powracało. Niechętnie i leniwie otworzyłam swoje powieki i pierwsze co zobaczyłam, to niecodzienny uśmiech. Podniosłam lekko głowę, po czym z powrotem opuściłam ją na poduszki i zamknęłam oczy. Nie sądziłam że jak się obudzę to on tu jeszcze będzie a do tego że będzie sam mnie budził. Westchnęłam po chwili i znów otworzyłam oczy. Patrzył na mnie przeczesując moje włosy. Dziwnie się czułam budząc z kimś obok siebie.
-Dzień dobry księżniczko- powiedział po czym musnął mój policzek swoimi ustami po czym odkrył siebie i opatulając mnie bardziej kołdra wstał i się rozciągnął. Spojrzał na wyświetlacz swojej komórki po czym zniknął w łazience. Ja zaś przeciągnęłam się leniwie i podniosłam do pozycji siedzącej po czym spojrzałam na okno. Było dość słonecznie, ale chmury co chwilę zasłaniały słońce i wiał silny wiatr. Dosięgnęłam swoją torebkę , która leżała na ziemi i szybko znalazłam w niej swój telefon. Trzy połączenia nieodebrane od Lizy i dwa od Jona. Szybko napisałam dziewczynie że nie mam czasu na rozmowę, a połączenia od mężczyzny całkowicie olałam. Pewnie chciał żebym przyszła do niego bo nie miał z kim się zabawić , albo potrzebował kasy. Po chwili znów ujrzałam wysokiego mężczyznę w drzwiach od łazienki, tym razem zapinającego białą koszulę.
-Łazienka wolna. Ja muszę wyjść na jakieś spotkanie wybacz, a i koperta leży pod budzikiem pa- pocałował mnie w policzek i zniknął tak szybko jak się pojawił. To było dziwne nie powiem. Spojrzałam na kopertę po czym wstałam i zaczęłam zmierzać ku łazience. Wzięłam długą i przyjemną kąpiel. Jednak taka duża wanna a prysznic to jest różnica. W końcu mogłam się odprężyć. Po kąpieli wytarłam się i w samym ręczniku wróciłam do pokoju by ubrać się we wczorajsze ubrania. Podchodząc do łóżka zauważyłam jakiś worek na fotelu i karteczkę. Zebrałam swoje rzeczy do ręki po czym podeszłam do ów worka. Chwyciłam za kartę i lekko się uśmiechnęłam „Dla księżniczki” przeczytałam w myślach i odrzucając kartkę na bok zajrzałam do środka. Szybkim ruchem wyciągnęłam rzeczy ze środka i nie mogłam uwierzyć że ten koleś naprawdę ma takie dobre serce. Jednak szybko spoważniałam i podeszłam szybkim krokiem do koperty. Zajrzałam do środka upewniając że są tam pieniądze. Odetchnęłam z ulgą widzą banknoty i znów przeniosłam wzrok na ubrania które wysypałam z worka. Były to całkowicie nowe ubrania. Podeszłam znów do nich i przeniosłam wzrok na chwilę na okno po czym zabrałam ciuchy i zaczęłam się przebierać. Głupotą byłoby nie skorzystać z darmowych ciepłych ciuchów niż ubierać się we wczorajsze ubrania na taką pogodę. Założyłam białe rurki, ciemny długi top i do tego różową bluzkę w której jedno ramię opadało i wystawał mi czarny top. Szybko założyłam adidasy, spakowałam wszystko do torebki i wyszłam z pokoju zabierając kartę elektroniczną. Dopiero teraz zauważyłam pełno zamożnych ludzi kręcących się po korytarzu. Niektórych dosyć kojarzyłam, a kilku starszych facetów gdy tylko mnie ujrzało przestraszyło się. Same szychy, chyba będę musiała częściej kręcić się koło tego hotelu. Zjechałam windą na dół. Podeszłam do recepcji podałam klucz i podziękowałam za wszystko po czym powoli opuściłam hotel, kierując się w stronę mojej kawiarenki. Gdy byłam już blisko zaczęłam się zastanawiać nad tym co mówił wczoraj ten dziadek. Zacząć wszystko od nowa. Zarobić wystarczającą ilość pieniędzy i wyjechać z tego miasta. Znaleźć normalną pracę, mężczyznę który pokocha i założyć rodzinę. Wieść życie takie o jakim każdy marzy. Mieć własny dom z ogródkiem i wspaniałe dzieci. Ale czy to jest w ogóle możliwe? Czy jest możliwe zacząć coś od nowa nie kończąc starego życia? Co by się stało z Jonem gdybym nagle wyjechała? Jakby zarabiał na swoje nędzne życie? Przecież jestem mu winna to by przy nim pozostać. A co z Liz która widzi we mnie osobę u której zawsze znajdzie poparcie. Mam tak po prostu ich zostawić i iść dalej nie przejmując się niczym? Nie mogłabym. Gdy byłam już na miejscu , nie weszłam do środka. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam w stronę parku. Podeszłam do budki która znajdowała się niedaleko kawiarenki , zakupiłam ciepłą kawę na wynos i hamburgera po czym ruszyłam w stronę parku. Przez ulice przeszłam ostrożnie rozglądając się na boki . Gdy znalazłam się po drugiej stronie dostrzegłam bawiące się dzieci w mundurkach przedszkolnych. Wychowawczynie przyglądające im się uważnie czy każde dziecko jest bezpieczne. Mimo iż było dość chłodno to tutaj pośród tych drzew było jakby cieplej. Starsi ludzie którzy przychodzili tu by pospacerować i poprzypominać stare czasy. Usiadłam na jednej z ławek i wyciągnęłam z papierowej torby kawę i hamburgera po czym zerknęłam w stronę fontanny. Odłożyłam hamburgera po czym westchnęłam. Nie spodziewałam się ze kiedyś będzie mnie stać na taki wyczyn. Wstałam i podeszłam do faceta który siedział koło fontanny. Był dość stary, strasznie chudy, jakby wychudzony. Brudny, bez jednego buta w dziurawej skarpetce, dziurawej koszulce i dziurawej czapce. Spojrzał na mnie niepewnie, jakby się czegoś obawiał. Nawet mu się nie dziwiłam , przecież ludzie nie litują się nad innymi. Gdy tylko widzą inna osobę, która błaga o jedzenie lub jakieś grosze by móc chociaż kupić sobie coś to ludzie się śmieją. Krzyczą że to na alkohol, że taki człowiek mógłby sobie znaleźć pracę a nie żerować na innych. Ale czy to naprawdę jego wina że upadł tak nisko? Przecież nasze życie nie zależy tylko od nas samych, ale także od innych. Gdyby moje życie zależało tylko ode mnie to na pewno nie skończyłabym na ulicy. Gdyby nie inni ludzie, to może moje życie wyglądałoby inaczej. Usiadłam koło niego i podałam mu moją papierową torbę. Mężczyzna spojrzał na mnie po czym niepewnie wyciągnął swoją dłoń, ale po chwili ją cofnął by znów powoli ją wyciągnąć i delikatnie pochwycić torbę. Spojrzał na mnie znów po czym zajrzał do środka. W kąciku Jego oczu pojawiły się małe kryształki. Szybkim ruchem wyciągnął z niej hamburgera i nie czekając na nic zaczął go konsumować. Ludzie przechodzili i szeptali do siebie lub śmiali się patrząc na nas, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Nie mogłam przejść obojętnie obok niego, przecież ja też kiedyś żebrałam jedzenie, tylko że dla mnie nikt nie był taki dobry oprócz Jona. Wstałam powoli zabierając swoją kawę.
-Jesteś aniołem?- usłyszałam za sobą, odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam. Nic nie odpowiedziałam bo po co? Ruszyłam przed siebie popijając ciepła ciecz, która mnie rozgrzewała. Było wcześnie rano , a ja nie miałam nic do roboty, więc pomyślałam że może zawitam do szkoły choć na chwilę. Na jednej z uliczek skręciłam w prawo. Park był dość duży, ale już po chwili zobaczyłam koniec drzew i ławek . Przede mną znajdowały się pasy i światła. Przeczekałam aż zmieni się na zielone po czym znów ruszyłam przed siebie. Po niecałych 10 minutach znalazłam się przed budynkiem, do którego tak rzadko uczęszczałam. Pewnym krokiem weszłam o środka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zgraja ludzi wychodzących z klasy. ~Przerwa~ przeszło mi przez myśl. Zaczęłam kierować się w stronę planu lekcji a potem w stronę klasy gdzie miałam lekcje. Dziwiłam się sobie że jeszcze pamiętam gdzie jest która klasa. Przecież nie było mnie tu kilka miesięcy. Niezauważalnie weszłam do klasy i usiadłam w ostatniej ławce koło okna przyglądając się powoli wchodzącej młodzieży. Każdy z kimś rozmawiał, każdy znał swoje miejsce. Jak w każdej szkole i każdej klasie ludzie byli podzieleni. Na tych popularnych, tych niepopularnych, kujonów i wyrzutka, czyli mnie. Wchodzące dziewczyny widząc moją osobę zaczynały szeptać między sobą co chwilę spoglądając w moją stronę. Wszyscy nagle jakoś tak ucichli i spoglądali w moją stronę co chwilę starając się bym nie przyłapała ich na tym że zerkają na mnie. Możliwe że jednak to był zły pomysł pojawiać się w szkole. Nagle zrobiło się głośno . Ktoś krzyczał moje imię , ale przez to że było dość sporo osób w klasie nie mogłam dostrzec kto. Po chwili dopiero zauważyłam krótko ściętą szatynkę, która przepychała się przez ludzi i uśmiechała bardzo szeroko.
-Mogłaś napisać że przyjdziesz do szkoły Keys- powiedziała podchodząc do mojej ławki i siadając obok mnie.
-Nie spodziewałam się że tu przyjdę- odparła opierając twarz na dłoniach i przyglądając się dziewczynie. Zastanawiałam się co ona takiego widzi we mnie że nie unika mnie. Że rozmawia ze mną normalnie.
-Więc powinnyśmy iść gdzieś razem po szkole- odparła dalej bardzo wesoła. Nie odpowiedziałam. Zastanawiał się przez chwile czy to na pewno dobry pomysł. Przecież w porównaniu do niej ja mam zła opinię, a nie chciałam by ktoś ją potem zaczepiał. Nie zdążyłam nawet otworzyć ust by jej odmówić bo do klasy wszedł nauczyciel uciszając wszystkich. Lekcja się zaczęła, ale nie obyło się bez uwag na lekcji typu” dbajcie o swoją przyszłość , chodźcie do szkoły , nie wagarujcie, chyba że chcecie zmarnować swoje życie”. I te nieustające spojrzenia w moją stronę , nie tylko uczniów, ale także nauczyciela. Prychnęłam cicho pod nosem i przestałam go słuchać. Nie przyszłam tu po to żeby wysłuchiwać się na swój temat od kogoś kto miał w życiu lekko. Nie skarze się, ale czasami naprawdę denerwują mnie ludzie którzy mówią, a nie wiedzą o niczym. Lekcja zleciała dość szybko więc nie musiałam się więcej przejmować tym typem co uczył nas historii. Gdy przechodziłam przez korytarz słuchając Lizy czułam na sobie gardzące spojrzenia, ale szłam nie zwracając na nich uwagi. Nigdy nie przejmowałam się tym co inni o mnie myślą więc dlaczego teraz miałabym się tym przejmować. Na olejnej lekcji przesiedziałam patrząc za okno i myśląc znów o tym staruszku. Od wczoraj prawi cały czas zaprzątam sobie nim głowę. Po chwili rozmyśla usłyszałam swoje nazwisko z ust nauczyciela.
-Murai- krzyknął głośno wskazując ręką abym do niego podeszła. Odwróciłam się i zauważyłam że wszyscy zaczynając wychodzić z klasy , a na korytarzu robi się coraz głośniej. Nawet nie usłyszałam dzwonka. Powoli wstała, zabrałam torbę i podeszłam niechętnie do nauczyciela. Liza wychodząc szepnęła że poczeka przed drzwiami. Jakoś wydawała się przygaszona na tej lekcji.
-Cieszy mnie to że przyszłaś do szkoły, ale musisz pozdawać przedmioty jeśli chcesz zdać- przeszedł od razu do sedna sprawy otwierając dziennik i pokazując moją rubryczkę gdzie nie było ani jednej oceny z żadnego przedmiotu. Spojrzałam na dziennik a potem na lekko łysiejącego nauczyciela. No tak to chyba był mój wychowawca.
-To wszystko?- zapytałam patrząc na niego wyczekująco. Podniósł głowę i poprawił jednym palcem okulary na nosie.
-Coś mi się wydaje że nie masz zamiaru zaliczyć tych przedmiotów- odezwał się wstając i obchodząc biurko stając koło mnie. Odwróciłam się w jego stronę cały czas patrząc mu w oczy.
-Nie- odparłam i chciałam go wyminąć, ale złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Był obrzydliwy.
-A może mam ci zaliczyć te przedmioty- oblizał swoje usta, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ja też mam jakieś wymagania- odparłam po czym wyrwałam moją rękę z jego uścisku i ruszyłam ku drzwiom zerkając delikatnie na zdenerwowanego nauczyciela. Liz kucała pod sala strasznie zdenerwowana co chwile patrząc na wyświetlacz komórki, a co chwilę na drzwi.
-Nareszcie- powiedziała wstając i przyglądając mi się uważnie
-Stary zboczeniec- odparłam i ruszyłam wymijając ją. Usłyszałam tyko za sobą jej cichy śmiech, a zaraz szła już koło mnie. Poszłam na kolejne dwie lekcje, ale na resztę jakoś już nie miałam ochoty. Może to dlatego że nauczyciele cały czas mówili o tym by nie marnować swojego życia. Każdy co chwilę zerkał w moją stronę i było to mniej więcej trochę wkurzające. Nie obchodziło mnie jakoś to że gadają o mnie, ale dziwnie się czułam gdy tyle osób zwraca na mnie uwagę. Wychodząc przez główne drzwi przeszłam na dziedziniec, na tył szkoły by znaleźć się na otwartej stołówce. Było pusto, gdyż trwała jeszcze lekcja. Mimo iż było już dość chłodno to ludzie lubili jadać na zewnątrz. Mogli wtedy odetchnąć od tych szkolnych murów. Podeszłam powolnym krokiem do jednej z ławek i usiadłam na niej spoglądając na pochmurne niebo. Było już popołudnie, a chmury zaczęły zbierać się coraz bardziej na niebie co oznaczało że w każdej chwili może zacząć padać deszcz. Nie lubię tej pory roku, być może ze względu na to że przypominają mi się moje młodzieńcze lata. Prychnęłam cicho pod nosem i spojrzałam na budynek szkoły . W oknach widziałam te znajome znudzone twarze zapatrzone w krajobraz poza szkoła lub ślepo patrzących na nauczycieli. No tak już zdążyłam zapomnieć jak monotonne może być życie w szkole. Mimo iż zrezygnowałam ze szkoły dopiero na początku drugiej klasy to jakoś nie brakowało mi jej. Tych gardzących spojrzeń rówieśników. Tego podziału na grupy, na tych modnych, popularnych czy też kujonów. Zawsze denerwowało mnie to. Czemu ludzie nie mogą tworzyć jednej wielkiej grupy. Dlaczego zawsze musi znaleźć się ktoś kto będzie uważał się za lepszego. Podczas swoich rozmyślań nawet nie zauważyłam że zadzwonił już dzwonek i ludzie wychodzili ze szkoły udając się do wolnych ławek by móc zjeść swoje drugie śniadanie. Ludzie omijali mnie szerokim łukiem, za co byłam na serio wdzięczna. Czekałam na Liz, ale mimo iż tyle osób wyszło ze szkoły jej jakoś nie mogłam dostrzec. Dopiero po chwili w całym tłumie zauważyłam niską szatynkę, która z kimś rozmawia.  Wychyliłam się trochę by spojrzeć na osobnika który ją zatrzymał i zmarszczyłam delikatnie brwi. Jakiś chłopak trzymał ja za nadgarstek i wyraźnie nie chciał jej puścić, dziewczyna zaś delikatnie się szarpała ale mówiła całkiem spokojnie. Pokręciłam  głową i cicho westchnęłam. Nienawidziłam mieszać się w takie gówniane sprawy które dotyczyły mnie a co dopiero kogoś innego. Delikatnie się podniosłam zabrałam torbę i ruszyłam w kierunku dwóch osób które teraz przyciągały moją uwagę. Ludzie jakoś nie bardzo się przejmowali tą  dwójką, jakby ten chłopak był kimś ważnym i to była normalka. Gdy byłam już bliżej mogłam przyjrzeć się dokładniej temu chłopakowi. Wysoki, przystojny , umięśniony pewnie sportowiec który ma pęczek lasek za sobą, ale jeśli jakaś nie zwraca na niego uwagi to zaczyna ją nękać aż ta prześpi się z nim. No tak to było jedyne co przychodziło mi na myśl gdy tak na nie patrzyłam. Podchodząc coraz bliżej mogłam też usłyszeć urywki ich rozmowy, ale nie bardzo na początku wiedziałam o co chodzi, ale po chwili zaczęłam się domyślać…
-Daj spokój Liz, wiem że mnie lubisz- mówił bardzo pewny siebie puszczając jej oczko.
-Zostaw mnie Miki , to było w 6 klasie podstawówki, myślisz że ludzie się nie zmieniają przez tyle lat- odpowiedziała cały czas na niego patrząc.
-Ale skoro mnie lubiłaś to dalej musisz coś czuć- przyciągnął ja bliżej siebie i przeczesał delikatnie końcówki jej włosów.
-Nie będę pocieszeniem twojej byłej- powiedziała stanowczo próbując wyrwać rękę z jego uścisku, ale widocznie chłopak się trochę zdenerwował.
-Nie będę prosił wiecznie taka okazja może się więcej nie zdarzyć-  niemalże krzyknął, a dziewczyna widocznie trochę się przestraszyła. Dziwiło mnie jedynie to że nikt nie zwracał na to uwagi. Jakby ta dwójka była tylko powietrzem. Widząc delikatne przerażenie wypisane na twarzy szatynki ruszył przed siebie i stanęłam koło kolesia chwytając go za ramię.
-Nie słyszałeś że nie chce z tobą iść- powiedziałam spokojnie przyglądają się mu uważnie.
-Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy- strzepnął moją rękę ze swojego ramienia nawet na mnie nie patrząc. Wkurzył mnie tym trochę, ale nie dałam po sobie tego poznać.
-Jak widzisz chyba jednak są to moje sprawy- znów chwyciłam go za ramię tym razem ściskając moja dłoń. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się puszczając Liz , a łapiąc dość mocno moją dłoń.
-Więc chcesz dziś ją zastąpić i być moją tej no…- nie dokończył, a dopiero w momencie gdy chłopak zaczął łapać się za krocze i upadać na kolana , ludzie zaczęli zwracać na nas uwagę…
-Widzisz nie warto myśleć tylko penisem bo kiedyś twój kolega może bardziej ucierpieć- po tych słowach poklepałam go po głowię jak małe dziecko po czym złapałam szatynkę za rękę i ruszyłam w stronę bramy szkolnej by opuścić już to miejsce. Nie oglądałam się za siebie, ale wiedziałam że moja towarzyszka co chwilę spogląda za siebie by zobaczyć czy czasami ten przystojniaczek nie wstał i nie udał się za nami. Gdy wyszłyśmy za szkolną bramę to puściłam rękę dziewczyny i gwałtownie się zatrzymałam. Dziewczyna uderzyła lekko o moje plecy i patrzyła na mnie pytającą gdy odwracałam się w jej stronę. Założyłam ręce na piersiach.
-Więc wracasz czy idziemy gdzieś?- nie chciałam jej wyciągać na siłę, ale wiedziałam że jak teraz nie pójdzie to ja później nie będę chciała nigdzie wychodzić.
-Chodźmy- uśmiechnęła się pokazują swoje uzębienie i tym razem to ona złapała za moją dłoń i pociągnęła mnie w swoją stronę. Nie sprzeciwiałam się, nie miałam na to siły, jakoś przyzwyczaiłam się do tego że ta dziewczyna jest blisko. Nie poszłyśmy do tego małego miasteczka gdzie zawsze, tylko tramwajem udałyśmy się do centrum. Chodziłyśmy po sklepach przymierzając ciuchy i robiąc sobie zdjęcia w przymierzalniach. Nigdy w życiu nie pomyślałam że będę robić takie rzeczy, ale akurat dziś nie przeszkadzało mi to wszystko. Czułam się jakby wszystkie moja problemy zniknęły , a ja byłam tylko zwykłą licealistką cieszącą się swoim życiem. Po niecodziennych zakupach udałyśmy się do jakieś nie drogiej kawiarenki na lody i coś do picia. Gadałyśmy , a raczej to Liz cały czas gadała, bo ja nie byłam zbyt rozmowna, co nie oznacza że siedziałam cicho jak grób. Odpowiadałam jej i co jakiś czas zdarzyło mi się nawet delikatnie uśmiechnąć. Nie spodziewałam się że tak może nam zlecieć cały dzień.
-Jest już 18 powinnyśmy się zbierać- powiedziała spoglądając na zegarek na ścianie a potem na krajobraz za oknem kawiarni. Było coraz ciemniej , a my musiałyśmy się jeszcze tłuc tramwajem po czym trzeba będzie odprowadzić szatynkę, więc w domu pewnie będę coś po siódmej. Ubrałam swoją bluzę , wzięłam torbę po czym zapłaciłam. Liz szybko ubrała swoją skórzaną kurtkę, zapłaciła za siebie i ruszyła za mną. Całą drogę powrotną narzekała na tego całego kolesia ze szkoły, który już nie pierwszy raz podobno się do niej doczepił.
-Ale mówił że go lubisz- odezwałam się w końcu gdy wysiadłyśmy z tramwaju i zaczęłyśmy zmierzać w kierunku domu szatynki.
-No tak- zamyśliła się na chwilę by po chwili znów się uśmiechnąć- to było w podstawówce, ale nazwał mnie brzydką i płaską Liz i że nie jestem w jego typie, ale ostatnio powiedział że stałam się bardziej kobieca więc chciał się ze mną umówić.
-Więc znasz go prawie od zawsze?- spytałam patrząc na nią z ciekawością.
-W sumie tak, w końcu mieszka koło mnie- po tych słowach się zaśmiała, a ja stanęłam jak słup.
-To znaczy że niepotrzebnie się wtrącałam?- patrzyłam na nią wyczekując odpowiedzi.
-Wiesz Miki nie zrobiłby mi nic złego , teraz jest dla mnie jak starszy brat który się o mnie troszczy, ale cieszę się że Keys mi pomogła- przytuliła się do mnie . Byłam trochę zszokowana ale odwzajemniłam uścisk, by po chwili ją trochę odepchnąć dają do zrozumienia że wystarczy.
-Wiec odwracałaś się co chwilę by sprawdzić czy nic mu nie jest?- na moje pytanie dziewczyna tylko pokiwała twierdzącą głową. Westchnęłam, ale nurtowało mnie coś jeszcze.
-Więc dlaczego chciał się z tobą przespać?- widocznie zdziwiłam ją tym pytaniem bo uśmiech znikł z jej twarzy.
-Wiesz to nie pierwszy raz gdy to zrobił- odparła smutno- gdy byłam młodsza zawszę go kochałam, ale on traktował mnie jak kolegę i do tej pory tak jest. Mimo że zawszę będę go kochać , ja będę tylko przyjaciółką. W gimnazjum gdy zerwała z nim dziewczyna to powiedziałam że ja zawszę będę by go pocieszyć i kiedy w końcu znaleźliśmy się u niego , gdy miał mnie pocałować nagle przestał i ze smutną twarzą powiedział ze nie może tego zrobić ze mną. Że jestem dla niego jak siostra. I wiesz? Zawsze gdy zrywała z nim dziewczyna przychodził , albo dzwonił do mnie, ale zawsze kończyło się tak że wysłuchiwałam jego zwierzeń bo nie potrafił mnie dotknąć- mówiąc to głos jej drżał . Rękoma trzymała swoje ramiona, a sama próbowała by nie pokazać swoich łez  które już były widoczne w jej oczach. Nie sądziłam że taka miłość istnieje. Że ta wesoła dziewczyna też może skrywać w sobie ból miłości. Że musi patrzeć jak osoba którą kocha jest z innymi, ale ona sama mimo że tak blisko niego, nie może go nawet przytulić bez żadnego podtekstu. Nie może go pocałować, czy też trzymać za rękę i patrzeć tymi swoimi wielkimi oczyma ze szczęściem na niego.
-Ja…- tak naprawdę to nie wiedziałam co powiedzieć. Pierwszy raz poczułam ukłucie w sercu. Mimo iż mój ukochany był z innymi to mogłam podejść i go przytulic . Dotknąć jego śpiącej twarzy czy też jeśli bym chciała to pocałować.
-Wiem Kesy, ale wiem że możesz zrozumieć że nie potrafię tego od tak zostawić- odparła i otarła kąciki swoich oczu. Spuściłam na chwilę wzrok, ale po chwili podniosłam znów głowę i nie mogłam uwierzyć. Stał tam w krótkim rękawku z bluzą w ręku i rozglądał się naokoło. Czekał na nią i to już dość długo co można było wywnioskować po czerwonej twarzy i zmarzniętych ramionach. Więc ona też jest dla niego ważna. Po tym co właśnie zobaczyłam tak jakoś zrobiło mi się cieplej. Uśmiechnęłam się delikatnie i odwróciłam machając jej na pożegnanie.
-Ktoś czeka- tylko tyle powiedziałam i delikatnie spojrzałam za siebie. Dziewczyna podbiegła w stronę chłopaka śmiejąc się. Przystojniaczek był zdenerwowany, ale na jego twarzy można było zobaczyć ulgę. Ulgę że nic jej nie jest. Poczułam coś mokrego na policzku i spojrzałam w niebo. Było już przed 20 , a do tego zaczął padać deszcz, a ja miałam jeszcze jakieś dwadzieścia minut drogi do domu. Mimo to nie przeszkadzało mi to, zaczęłam zastanawiać się czy ja też będę kiedykolwiek ważna dla kogoś. Czy to możliwe że ja też mogłabym poczuć coś takiego jak miłość, ale ta prawdziwa. Codziennie rano budzić się z myślą że jest ktoś kto cię potrzebuję, że dla kogoś jesteś wszystkim. Myśląc o tym znalazłam się przed blokiem. Ominęłam grupkę jakiś idiotycznych dość młodych chłopaków, którzy tu mieszkali. Nie zwrócili nawet na mnie uwagi, gdyż jak przypuszczam wiedzieli że lepiej nie zaczynać z dziewczyną spod mieszkania numer 108 bo jej chłopak jest trochę niebezpieczny. Szybkim krokiem znalazłam się na swoim piętrze i pod swoimi drzwiami. Delikatnie przystawiłam ucho do drzwi nasłuchując jakiś szmerów. Na szczęście nic nie usłyszałam. Otworzyła drzwi kluczem i zdejmując buty na korytarzu weszłam do salonu. To co zastałam wpędziło mnie w lekkie osłupienie. Na kanapie siedziała jakaś ciemnowłosa kobieta. Nie miała na sobie nic oprócz koszuli Jona, która ledwo zasłaniała jej dolne części ciała,, chociaż gdy siedziała z jedną noga spuszczoną a drugą na kanapie to i tak można zobaczyć więcej niż się chce. Paliła papierosa niczym dama i patrzyła zamglonym wzrokiem na mnie. Po chwili się uśmiechnęła i zaciągnęła papierosem. Zmierzyłam ją wzrokiem po czym przeszłam obojętnie koło niej zmierzając ku drzwiom do swojego pokoju.
-Czekaj- usłyszałam za sobą i odwróciłam się. W drzwiach od swojej sypialni stał Jon w samych bokserkach przeczesując swoje włosy. Był zaspany co dodawało mu uroku.
-Co jest?-zapytałam chłodno. Mimo iż nie chciałam to ostatnio nie potrafiłam inaczej z nim rozmawiać.
-Eh dzwoniłem do ciebie- powiedział olewając kobietę , która cały czas śledziła jego ruchy. Podszedł do mnie złapał za moje końcówki włosów i ucałował je lekko.
-Nie miałam czasu- szybko się odwróciłam z zamiarem wejścia do pokoju ale jego silna ręka uniemożliwiła mi to.
-Miałem ważną sprawę- odparł już mniej spokojny. Znów odwróciłam się w jego stronę i przyjrzałam się z bliska. Był trzeźwy i nie na patroszony prochami co ostatnio było rzadkością, a raczej czymś niemożliwym. Był ogolony a do tego jakoś inna aura od niego emanowała.
-Więc?- ponagliłam go , gdyż nie mogłam już znieść na sobie wzroku tej kobiety. Czułam jak przenika przeze mnie i jakoś tak czuła się wyższa niż ja. Po chwili podniosła się z kanapy i zaczęła kierować  w naszą stronę.
-Zostaw ją i weź mnie jeszcze raz- powiedziała szepcząc mu do ucha, ale tak bym wszystko słyszała. Zagryzłam możnej zęby gdy zobaczyłam jak kładzie jedna rękę na jego pośladku a drugą na torsie.
-Musze z nią pogadać- odparł szybko ściągając z siebie jej ręce , ale kobieta nie dawała za wygraną.
-Ta mała ladacznica nie jest warta twojej uwagi- powiedziała przybliżając swoją twarz do jego i całując go namiętnie. Poczułam złość a moje dłonie same zacisnęły się w pieść.
-Jeśli to wszystko to czemu nie umilisz sobie czasu lepiej z tą zdzira- nagle poczułam ból na policzku. Puściłam torbę i szybko złapałam się za bolące miejsce patrząc na usatysfakcjonowaną twarz kobiety.
-Keiko!
-Nie pozwolę by byle mała wywłoka nazywała mnie jak chcę. Nie rozumiem po co ją trzymasz? Jako pupilka? Wiesz dobrze że ja mogłabym ci umilać czas zawszę, ja dałabym ci wszystko , nie zaznałbyś głodu przy mnie i zawsze bym była. A ten mały bachor? Jest tu tylko ciężarem dla ciebie. Nie potrafi nic zrobić i do tego jak zaczyna się szlajać to wraca po kilku dniach. Nie okazuje ci nic, a ty ją przygarnąłeś , mimo wszystko bezpański pies zawsze postanie bezpański.- odezwała się podnosząc głos.
-Nie rozumiesz- odpowiedział z dezaprobata . Chciał dotknąć mojej twarzy, ale odepchnęłam jego dłoń i znów spojrzałam na niego bez uczuć. Nie wiedziałam dlaczego, ale słowa kobiety zabolały jak nóź wbity w plecy.
-MA racje, ja nie mam nic , a ona ma wiele, więc po co mnie trzymać? Przecież ona umila ci czas bardziej, a ze mną to robisz jakby i tobie to sprawiało ból, jakbyś mnie nienawidził, nie chcesz nawet spojrzeć na mnie po wszystkim. Traktujesz mnie gorzej niż śmiecia, jestem twoim popychadłem, lepiej by było gdybyś wtedy dał mi umrzeć w tym parku niż dawał złudną nadzieję na lepsze życie- nie wiedziałam skąd u mnie tyle złości, ale ja już zaczęłam to nie mogłam przestać wyrzucać z siebie wszystkiego. I znów dzisiejszego dnia ten ból. Tym razem możniejszy , który zabolał jeszcze bardziej. Chwyciłam się za policzek z niedowierzeniem patrząc na Jona, który był wyprowadzony z równowagi. Był zły, ale nie tylko. W jego oczach był jakby smutek? Pierwszy raz w życiu spuściłam z niego wzrok , chwyciłam za torbę i wybiegłam z salonu mijając go a potem z mieszkania. Nigdy w życiu nie uderzył mnie tak mocno. Zdarzyło mu się mnie uderzyć podczas kłótni, ale nigdy nie miałam po tym śladu, a teraz wiedziałam że na pewno będzie ślad. Biegłam , nawet nie wiedziałam gdzie mam biec, gdzie się podziać co zrobić ze sobą. Nie wędząc czemu znalazłam się w parku i szybko skierowałam się w stronę sklepu. Weszłam szybko otwierając drzwi, zabrałam zimną cole z lodówki i podeszłam by zapłacić.
-Zna pan staruszka Harrego?- nie wiedziałam po co pytać, ale ku mojemu zdziwieniu chłopak pokiwał twierdzącą głową.
-Mieszka zaraz za parkiem w pierwszym domu- zapłaciłam za colę i szybko wyszłam przykładając zimny napój do policzka. Szybko przeszłam park i znalazłam się pod domem który wskazał mi mężczyzna pracujący w sklepie. Dom był jednopiętrowy, ale dość obszerny. Westchnęłam cicho i spuściłam wzrok. Co ja sobie myślałam , że wparuje tu i powiem że nie mam gdzie nocować , a on z otwartymi ramionami mnie przyjmie? Co to jakaś głupia bajka czy co? Przecież nie wie kim jestem , nie zna mnie więc nie ma powodów by mi pomóc. Podniosłam głowę i odwróciłam się. To był głupi pomysł żeby się tu udać. Rozejrzałam się w koło i spostrzegłam że jest tu naprawdę dużo domów rodzinnych i to dość bogato zrobionych. Znów się odwróciłam i oparłam głowę o murek po czym zjechałam na dół i kucnęłam. Nie wiedziałam co teraz zrobić ze sobą, pomysł o staruszku był jedynym co przychodziło mi do głowy.
-Długo będziesz jeszcze siedzieć w tym deszczu- usłyszałam po czym szybko się podniosłam i zauważyła staruszka stojącego w drzwiach swojego mieszkania i uśmiechającego się w  moją stronę. Czyżby zauważył mnie przez okno?
-Jak?- tylko tyle udało mi się powiedzieć.
-Uderzajac w murek uderzyłaś w domofon i zadzwoniłaś- powiedział śmiejąc się cicho , pomasowałam swoje czoło i też cicho się zaśmiałam, ale po chwili syknęłam czując ból na policzku.
-Wejdź- powiedział podchodząc z parasolem do bramki i otwierając ją , zapraszając mnie tym samym do środka. Posłusznie weszłam przez bramkę , a potem do jego domku ściągając buty, zakładając kapcie które mi dał i które były trochę za duże.
-wybacz, ale nie mam innych kapci- odezwał się , a ja tylko pokiwałam przecząco głową że nic nie szkodzi. Szłam w ciszy za nim rozglądając się dokładnie. Nie interesował mnie wystrój, ale raczej to że było tu sporo drzwi.
-Mieszkasz sam?- zapytałam gdy wprowadził mnie do salonu i pokazał kanapę na której mogłam usiąść , a potem sam zniknął w kuchni. Odwróciłam się za siebie i zauważyłam że z salonu do kuchni miał małe okienko więc mogłam go widzieć.
-Tak, ale często wnuk przychodzi potowarzyszyć mi- odparł szukając czegoś w kuchni.
-Nie boisz się?
-To raczej spokojna okolica- po tych słowach nie zapytałam o nic więcej i znów przyłożyłam cole do policzka, która i tak już nic nie dawała bo była ciepła.
-Pokaż- usłyszałam i spojrzałam na staruszka który trzymał jakieś pudełko i mały woreczek w ręce. Odłożył colę na bok i przyłożył mi chłodny woreczek do policzka. Poczułam natychmiastową ulgę. Po chwili odłożył go i zaczął wcierać mi jakąś maść w policzek. Śmierdziała, ale była jakaś taka chłodna i łagodząca.
-Teraz nie dotykaj , niech sama we schnie do końca- powiedział znów udając się do kuchni.
-Dziękuje- odparłam cicho, ale wiedziałam że mnie usłyszał. Po chwili wrócił z jakimiś kanapkami i ciepłą herbatą i położył to wszystko na stoliku.
-Częstuj się
-Dziękuje- znów odparłam i wzięłam kanapkę która o dziwno bardzo mi smakowała i popiłam ją ciepłą cieczą.
-Więc kto cię tak uderzył?- pytanie którego nie chciałam słyszeć, ale cóż pasowało odpowiedzieć…
-Mój opiekun, powiedziałam za dużo więc należało mi się- odparłam ściskając pięść na kubku z herbatą.
-Więc czemu kłamiesz?- nie spodziewałam się takiego pytania. Kłamię? Niby dlaczego miałabym kłamać?
-Nieprawda- odparłam hardo.
-Przecież widzę, nie martw się , ulżyj sobie- jego głos był taki ciepły, taki łagodny. Poczułam jak w kącikach moich oczu pojawiają się łzy, ale dlaczego?
- Przepraszam- zaczęłam przecierać łzy ręką- nie wiem dlaczego płaczę przecież nic się nie stało, zawsze tak jest a mimo to dziś jakoś ale ja przecież nie potrafię okazywać uczuć, jestem jak maszyna, nawet największy ból nie sprawia że będę płakać.
-A może to przez to że ten psychiczny ból już nie zniesie więcej i musi gdzieś w końcu dać upust emocjom.- po tych słowach obraz zaczynał mi się rozmazywać , a łzy płynęły jeszcze bardziej. Miał rację , mimo iż potrafiłam ścierpieć wszystko i każdemu pokazać że moje uczucia już nie istnieją to przecież już nie raz w samotności płakałam żeby tylko nikt nie widział.
-Nienawidzę tego, dlaczego on nie potrafi mnie pokochać tak ja jego? Dlaczego ja i on tylko się ranimy nawzajem? Dlaczego nie patrzy na mnie tak jak na nią? Czemu nie mogę przejmować się tylko głupią młodzieńczą miłością? Dlaczego to ja muszę borykać się z tym wszystkim?- krzyczałam co chwilę ocierając swoje łzy , które mimo wszystko leciały cały czas. Nie potrafiłam ich powstrzymać i nie chciała. W końcu mogłam powiedzieć to co leżało mi na sercu. W końcu mogłam przy kimś się wypłakać. Poczułam jego dłoń na moich plecach a potem jego uścisk. Przytulał mnie głaszcząc delikatnie po głowie, a ja bez problemów mogłam się wypłakać. Mogłam w końcu wyrzucić z siebie to wszystko by jutro było mi lżej.



--------------------------------------------------------------------------
I tak oto kończymy pierwszy rozdział. Mam nadzieję że wam się podobał;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz